Krynica szczerych rozmów
Wywiad z prof. Robertem Gwiazdowskim, prezydentem Centrum im. Adama Smitha
Co to znaczy?
To znaczy, że cywilnoprawne umowy-zlecenia zostaną zastąpione umowami na gębę albo w ogóle brakiem umów. Nie będzie pracy nawet na czarno. Wpływów do budżetu trzeba szukać gdzie indziej, choćby porządkując bałagan w stawkach VAT. A podatek nazywany składką ubezpieczeniową należy obniżyć.
Więc dlaczego nikt tego nie chce zrobić?
Pyta pan niewłaściwą osobę. Nie znam się na polityce. Wiem, co będą robić przedsiębiorcy. Oni nie mają wyjścia. Nie pójdą do ministra Kosiniaka-Kamysza, żeby im płacił zasiłek. Będą handlować, choćby z diabłem, żeby normalnie prowadzić swój biznes, żeby mieć na kolację, na czynsz. Bo tak wygląda sytuacja 2 mln polskich przedsiębiorców. Oni dadzą sobie radę, bo zawsze dawali sobie radę. Nie zatrudnią się w żadnym ministerstwie, bo tam ich nikt nie przyjmie. Bo tam się zatrudnia krewnych i znajomych. Więc będą robić to, co zawsze robili.
Czyli ukrywać dochody?
Między innymi. Ale nie tylko. Prosty przykład: barbarzyńskie Ministerstwo Finansów przy pomocy doradców podatkowych, którzy im to uzasadnili, niektórzy za pieniądze swoich klientów, przywróciło barbarzyńskie przepisy o solidarnej odpowiedzialności podatników. Państwo nie potrafi złapać przestępców, w związku z czym postanowiło dla przykładu ukarać niewinnych.
Niewinni się nie ukrywają...
Dokładnie. Problem polega na tym, że jak ktoś zaczyna prowadzić działalność gospodarczą nie w tym celu, żeby zarobić, tylko po to, by uzyskać zwrot VAT, czyli de facto prowadzić działalność przestępczą, to tak ją konstruuje, żeby mógł się schować, uciec. Ktoś, kto prowadzi uczciwą działalność, nie chowa się, nie ucieka. I to do niego przychodzi organ podatkowy, bo nie potrafi złapać tego pierwszego. To zahacza o bolszewię i faszyzm.
Gdzie jest punkt krytyczny?
To się nazywa kryterium uliczne.
Kiedy ludzie zaczną się śmiać z władzy?
Oni już się śmieją, my się śmiejemy. Jednak od tego do rozruchów jeszcze dość długa droga. Za komuny siłą okazali się robotnicy. Dzisiaj problem polega na tym, że przedsiębiorcy, te 2 mln ludzi, nie są w stanie tak się zorganizować jak robotnicy w 1980 r. Ale władza im to ułatwia. Pomysły, żeby wszystko opodatkować, wprowadzić pełne zatrudnienie, wysoką płacę minimalną... To przecież już było. Nie spodobało się nawet klasie robotniczej. Kolejną rocznicę tamtego protestu świętowaliśmy parę dni temu.