Rzeczpospolita Trojga Narodów
To nie gra słów – takie państwo dzięki podpisaniu unii hadziackiej naprawdę kiedyś powstało. Niestety, jego żywot był bardzo krótki
16 września 1658 r. Hadziacz, niewielkie kresowe miasteczko położone nad rzeką Psiołą, stało się świadkiem niezwykłego wydarzenia. Naprzeciwko siebie stanęli Polacy i zaporoscy Kozacy, tym razem jednak nie po to, by przelewać pobratymczą krew, jak to wielokrotnie było podczas trwającej już od przeszło dekady wojny, ale po to, by się porozumieć. I to porozumieć w sposób bardzo konkretny i owocny – nie tylko zakończyć krwawy konflikt, ale od razu zreformować i przeorganizować struktury państwowe Rzeczypospolitej Obojga Narodów.
Polski Sejm i króla Jana II Kazimierza reprezentowało poselstwo, na czele którego stał wojewoda czernihowski Stanisław Kazimierz Bieniewski. Kozacy wysłali do Hadziacza swojego hetmana Iwana Wyhowskiego. Większość źródeł wskazuje jednak, że mózgiem całego przedsięwzięcia był Jerzy Niemirycz, podkomorzy kijowski – kresowy arystokrata i arianin. Wyhowski hetmanem wojska zaporoskiego był od niedawna, przejął buławę po Bohdanie Chmielnickim, który zmarł rok wcześniej.
Chmielnicki z pewnością nie umierał spełniony politycznie. Sprawa ukraińska po 10 latach wojny miała się dużo gorzej niż w pierwszych latach konfliktu, kiedy klęski doznane przez wojska koronne pod Żółtymi Wodami, Korsuniem i Piławcami spowodowały, że lokalny początkowo bunt rozlał się na cały obszar Ukrainy. Z czasem zszokowana klęskami brać szlachecka zmobilizowała się do większego wysiłku i polska obrona okrzepła. Szali zwycięstwa nie przechyliła jednak ani bohaterska obrona Zbaraża, ani też trzydniowa bitwa pod Beresteczkiem (28–30 czerwca 1651 r.). Niepowodzeniem kończyły się także wszelkie próby pokojowego zakończenia konfliktu (przede wszystkim misja kasztelana kijowskiego Adama Kisiela), a podpisywane co pewien czas rozejmy nie były przestrzegane przez żadną ze stron. Słabnący Kozacy zaczęli się rozglądać za nowymi sprzymierzeńcami. Wybrali najgorzej, jak mogli. W styczniu 1654 r. Chmielnicki zawarł w Perejasławiu unię z carską Rosją. Był to kres marzeń samozwańczego hetmana o niezawisłej Ukrainie i zarazem umiędzynarodowienie konfliktu, który miał dotychczas charakter wojny domowej. Odtąd rzeczywista walka o ten obszar toczyła się między Rzecząpospolitą i Rosją, a Kozakom coraz częściej przypadała rola statystów.
Droga do Hadziacza
Osłabieni i skłóceni Kozacy wciąż jednak stanowili poważny problem dla walczącej na wielu frontach Polski. Porozumienie było wielce pożądane dla obu stron konfliktu. Śmierć Chmielnickiego dawała ku temu okazję, jakiej nie było od dawna. Starszyzna kozacka powierzyła buławę hetmańską synowi Chmielnickiego, Jurijowi, ale ponieważ był on niepełnoletni, faktyczne rządy objął wyznaczony na jego opiekuna Iwan Wyhowski. Były oficer wojsk koronnych, wzięty do niewoli przez Kozaków pod Korsuniem, stał się szybko jednym z najbliższych współpracowników Chmielnickiego. W odróżnieniu od niego nie pałał on jednak do Lachów nienawiścią. Wręcz przeciwnie, jedyną szansę na utrzymanie dotychczasowych zdobyczy widział w dogadaniu się z Rzecząpospolitą. Coraz większy niepokój budziła w nim Rosja, która ugodę perejasławską traktowała bardzo dosłownie i starała się całkowicie podporządkować sobie kozacką Ukrainę. Car obsadził wojskiem wiele naddniestrzańskich grodów (z Kijowem na czele) i wysłał tam swoich wojewodów, którzy w brutalny sposób zaczęli ściągać podatki (między innymi za warzenie piwa, miodu i wódki, co szczególnie oburzyło brać kozacką). W kraju panoszyli się przysłani z Moskwy prawosławni duchowni, jawnie dążący do zniesienia odrębności kijowskiej metropolii. Rosjanie działali według zasady dziel i rządź, zdobywali sojuszników wśród kozackiej czerni, a nieufnie i z wyższością traktowali zaporoskich przywódców. Kozacy szybko dostrzegli, że carski ucisk staje się bardziej uciążliwy od tego, jakiego doznali od polskich panów.