Czy antonowy polecą z Polski?
Wojna handlowa Rosji z Ukrainą sprawiła, że polski przemysł lotniczy staje przed ogromną szansą. Tylko czy rząd Tuska nie zmarnuje kolejnej okazji na dobry biznes?
Ekipa Putina zagroziła Ukrainie zerwaniem współpracy gospodarczej w sferach energetyki atomowej, kompleksu obronnego, rakietowo-kosmicznego i lotniczego. Ta ostatnia groźba Kremla otwiera przed Polską ogromną szansę.
Niewykorzystany potencjał
Polska oferuje świetnie wykształconych inżynierów, poddostawców, wsparcie oraz doświadczenie w przemyśle lotniczym – chwali się Polska Agencja Informacji i Inwestycji Zagranicznych (wiosną tego roku zorganizowała debatę na temat perspektyw rozwoju przemysłu lotniczego w naszym kraju). – Od 2007 do 2012 r. PAIiIZ zamknęła osiem inwestycji zagranicznych z sektora lotniczego o łącznej wartości 187 mln euro, które stworzyły 1268 nowych miejsc pracy. Mogłoby się wydawać, że to niewiele, ale trzeba pamiętać, że projekty w przemyśle lotniczym stanowią niewielki odsetek, na poziomie jednego procenta, wszystkich inwestycji na świecie, a Polska zalicza się pod tym względem do czołówki. W 2011 r. byliśmy szóstą pod względem atrakcyjności lokalizacją dla inwestycji w lotnictwo w Europie – chwalił się osiągnięciami polskiej branży lotniczej Adam Małecki, wicedyrektor departamentu inwestycji zagranicznych PAIiIZ.
Jednak zdaniem ekspertów branży sytuacja wcale nie wygląda tak różowo – z lotniczej potęgi, jaką byliśmy przez dziesięciolecia, staliśmy się podwykonawcą wykorzystującym zaledwie w 20 proc. swój potencjał lotniczy. Wysoko kwalifikowana kadra polskich inżynierów lotniczych marnuje swoje zdolności, zajmując się wszystkim, tylko nie tym, do czego została przygotowana.
Losy polskiego przemysłu lotniczego po '89 r. nadal najlepiej oddaje historia z projektem niewidzialnego dla radarów samolotu szturmowego nowej generacji PZL-230 Skorpion. Nowatorska w skali światowej konstrukcja, na którą wydano miliardy złotych, nie doczekała się zainteresowania ze strony ekipy SLD–PSL i program budowy polskiego niszczyciela czołgów w 1994 r. został definitywnie zamknięty. Makietę prototypu płatowca sprzedano wraz ze sprywatyzowanym PZL Hiszpanom i kilka lat temu trafił z magazynów zakładowych na internetowy portal aukcyjny, gdzie wyceniono go na... 10 tys. zł. Los dokumentacji projektu – owocu pracy polskich inżynierów lotnictwa – pozostaje nieznany.
A my w niebo ślem rakiety
Zupełnie inaczej wygląda sytuacja za naszą wschodnią granicą. W położonym na wschodzie Ukrainy Dniepropietrowsku powstają rakiety kosmiczne i sztuczne satelity – pod koniec sierpnia wyprodukowana w tamtejszych zakładach Jużmasz rakieta Zenit-3SLB wyniosła na orbitę izraelskiego satelitę łącznościowego Amos-4. Kilka dni wcześniej inna dniepropietrowska rakieta Dniepr pozwoliła Korei Południowej umieścić na orbicie satelitę KompSat-5, dzięki któremu będzie mogła ona m.in. kontrolować ruchy wojsk KRLD. A ukraińskie zakłady lotnicze Antonowa to jeden z liczących się na świecie producentów nowoczesnego sprzętu lotniczego.
To właśnie w pracowni konstrukcyjnej Antonowa powstał projekt nowoczesnego samolotu transportowego An-70 przystosowanego dla potrzeb wojska. An-70 to jeden z czterech na świecie samolotów transportowych zdolnych przewozić dowolny sprzęt wojskowy, który może przy tym wykorzystać nawet gruntowe pasy startowe o niewielkiej długości, dzięki czemu mogą dostarczać żołnierzy i ładunki bezpośrednio w rejon działań wojennych. Oprócz niego potrafią to amerykański C17, europejski Airbus A400M i chiński Y-20 – przekonują Ukraińcy.
Ich samolot może przewieźć na odległość do 5 tys. km ładunek o wadze 47 ton. An-70 można wykorzystywać jako samolot desantowy operujący zarówno na wysokim, jak i na niskim pułapie. Przewożąc ludzi, może zabrać na pokład jednorazowo 300 żołnierzy, a w wersji sanitarnej – 200 rannych. Do startu wystarcza mu pas ziemi o długości 600–700 m.
Głównym konkurentem An-70 jest europejski projekt wojskowego Airbusa A400M, jednak zdaniem ekspertów ukraiński projekt jest znacznie lepszy. Nie dość, że może zabrać więcej ładunku, bo 47 ton w porównaniu z 37 tonami airbusa, to jeszcze jest znacznie tańszy i ekonomiczniejszy w eksploatacji. Koszt airbusa to 145 mln euro, podczas gdy za antonowa trzeba zapłacić 67 mln dolarów.