Mowa nienawiści
W Niemczech odbyły się wybory i nie wiedzieć czemu – wbrew standardom europejskim mówiącym, że szefem państwa musi zostać ktoś lubiany za granicą – wygrała Angela Merkel.
Dziwni jacyś ci Niemcy i albo nie znają się na demokracji, albo ktoś nam od dłuższego czasu wciska kit i w dorosłym świecie wciąż wybiera się polityków, a nie kukły rodem z żurnali.
Nasza klasa polityczne nie jest jednak tak ciemna, jak się wszystkim zdaje, i coś tam do niej w związku z wyborami w Niemczech dotarło. Nie żeby się nagle ogarnęli i wzięli do roboty, ale kilku osobników potrząsnęło ze zdumienia głowami, w efekcie czego ich szczątkowe szare komórki zderzyły się i media zalał potok werbalnego geniuszu.
Taki na przykład Lech Wałęsa oznajmił, że Polska powinna jak najszybciej stworzyć z Niemcami jedno państwo. Muszę przyznać, że propozycja ta bardzo przypadła mi do gustu. Skoro i tak nas okupują ekonomicznie, to po co się bawić w grę pozorów? Przyjdą oficjalnie, wymiotą miejscowy cyrk polityczny, dadzą podwyżki, a co najważniejsze – Ruscy nie będą mogli wejść jak na swoje. No i nie zapominajmy, że oni tam przeprowadzili lustrację, pozbywając się wszelkiej maści Wolków. A jak już nam poziom życia skoczy, a kraj płynąć będzie miodem i mlekiem, zawsze można wywołać jakieś powstanie, które jak zwykle przegramy, i wszystko wróci do normy.
Skoro już przy powstaniach i naszej światłej przeszłości jesteśmy. Lech Kaczyński w planowanej na 2010 r. kampanii prezydenckiej zamierzał się wcielić w rolę Małego Rycerza, co – trzeba przyznać – było ciepłym i całkiem dowcipnym pomysłem. Jarosław niestety nie ma takiego luzu jak jego brat bliźniak i na czas kampanii referendalnej w Warszawie postanowił się wbić w buty Małego Powstańca. Oczywiście każdy, kto uznał to za niesmaczne i nie na miejscu, automatycznie zapisał się do ZOMO i jest sterowany przez obcą agenturę. No cóż, pozostaje poczekać na wyniki referendum. Żeby tylko nie były analogiczne z tymi, jakie przyniosło powstanie.
Pozostając przy kwestiach niemieckich, warto zwrócić uwagę na wypowiedź reżysera Kazimierza Kutza. Oznajmił on bowiem, że „50 proc. tego, co mamy w kulturze i cywilizacji, to zasługa Niemców". Wprawdzie nie wyjaśnił, czy chodzi mu o 50 proc. zniszczeń, jakich dokonała na naszych ziemiach postępowa armia niemiecka, czy też o wartość dodaną w postaci znanych na całym świecie „polskich obozów koncentracyjnych", ale na jednym wdechu dodał szybko: „Ten cały Kaczyński, PiS, Macierewicz to jest taka uciążliwość, takie nieszczęście dla Polski...". Oczywiście o 100 proc. gorsze od Wehrmachtu i gestapo.
I kiedy wyglądało na to, że Kutz zacznie przepraszać za Auschwitz i prowokację w Gliwicach, stał się cud. „Wstydzicie się za Holokaust i wiecie, że przegraliście pod Stalingradem. Ale nie staracie się dowiedzieć, jak wasi ojcowie lub dziadkowie zachowywali się u nas!" – wykrzyknął... Radosław Sikorski w wywiadzie dla niemieckiego dziennika „Die Zeit". Szok, jaki tym samym wywołał znany z froterowania posadzek w Bundestagu polityk, był tak ogromny, że mało kto wziął tę wypowiedź poważnie. A niesłusznie.
Jak bowiem donoszą posłowie PiS, Radek od jakiegoś czasu stara się ocieplić swój wizerunek na parlamentarnej prawicy i sonduje możliwość powrotu do partii Kaczyńskiego. Omija przy tym szerokim łukiem Fotygę, licząc na bezpośredni kontakt z prezesem. Jeśli brać te opowieści poważnie (a źródła pozwalają na takie podejście do tematu), możliwe są dwie opcje. Albo z Platformą jest już tak źle, że lada miesiąc wywróci się do góry kołami, albo Radek sprytnie stara się wyłuskać z PiS niedobitki mogące wesprzeć tworzącą się grupę Gowina. No albo całkiem zwariował, co biorąc pod uwagę jego skłonność do syntetycznych używek, jest całkiem prawdopodobne.
Jeśli wersja z Gowinem jest prawdopodobna, to szef MSZ musi się pospieszyć, bo wszystko może się wydarzyć. Sam Jarosław Gowin nie zakłada już bowiem partii, tylko jakąś bliżej niezdefiniowaną grupę. Jakby tego było mało, łazi za nim poseł Jacek Żalek i opowiada, że jest dogadany z PiS. Kaczyści mają ponoć proponować tym dwóm tytanom – w zamian za odstąpienie od tworzenia chimerycznej konkurencji – pewniaki na jedynkach do europarlamentu.