Dzielne nastolatki
Gdy wybuchło powstanie, większość z nich miała po kilkanaście lat. Przeżyły. A dziś dają świadectwo
Patrycja Bukalska
Sierpniowe dziewczęta '44
Wyd. TRIO
Patrycji Bukalskiej, dziennikarce „Tygodnika Powszechnego", do wspomnień o powstaniu warszawskim udało się nakłonić aż 21 pań. Są to sanitariuszki i łączniczki m.in. z batalionów „Zośka", „Parasol", „Baszta", „Kiliński". Udało im się przeżyć te 63 dni (korzystając z okazji: przepraszam za błędną datę w moim tekście „Rozstrzelana młodość" w „URze" nr 38; całą winę biorę na siebie). Po latach ich wspomnienia wciąż są żywe, pełne szczegółów – często zwracają uwagę na sprawy, które nie zaprzątały głów ich kolegom.
Autorka podzieliła swą książkę na rozdziały, których już same tytuły oddają charakter wypowiedzi, m. in.: „Ciało", „Ubrania", „Miłość", „Marzenia". W każdym z nich, po krótkim odautorskim wstępie, Bukalska oddaje głos uczestniczkom powstania. Książka rozpoczyna się od rozdziału „Jestem żołnierzem". Jak same siebie określały? Danuta Rossman, „Danka" (ur. 1922): „Byłam harcerką, ale byłam też żołnierzem", Alicja Karlikowska, „Zawiejka": „2 sierpnia o świcie, po deszczu, zostałam zaprzysiężona. Zostałam żołnierzem Armii Krajowej. Miałam wtedy 14 lat", Krystyna Zachwatowicz-Wajda, „Czyżyk" (ur. 1930): „Byłam smarkata i dosyć dziecinna. Nie miałam świadomości, że służę w wojsku. Myślę, że harcerstwo wpłynęło na to, że to wszystko wydawało mi się naturalne, było po prostu obowiązkiem".
Wszystkie podkreślają, że w pierwszych dniach powstania zarówno powstańców, jak i mieszkańców stolicy ogarnął entuzjazm. Przekonywali się wzajemnie, pod wpływem pierwszych sukcesów (m.in. zdobycie niemieckich magazynów z bronią, żywnością i ubraniami), że jeszcze parę dni i hitlerowcy będą zmuszeni skapitulować... Ale od połowy sierpnia to była już walka o przetrwanie, zwłaszcza że kończyły się zapasy jedzenia, wodę trzeba było przynosić ze studni – pod nieustannym ostrzałem.
Choć w opowieściach nieustannie pojawiają się śmierć, ból i cierpienie rannych, to nie zabrakło też scen radosnych – a dziewczęta cieszyły się np. z tego, że mogą się umyć, założyć czyste ubranie. Bo mimo wszystko chciały ładnie wyglądać. Krystyna Cała, „Ewa": „Woda stała się problemem w końcu sierpnia. W Śródmieściu było niewiele studni głębinowych, ale musiały wystarczyć. Mycie i pranie było luksusem". Powstanie to także czas pierwszych miłości. Choć w większości bohaterki książki Bukalskiej były wówczas zbyt młode na poważne związki, to chętnie opowiadają o popowstańczych ślubach. Z kolegami z oddziałów węzłem małżeńskim związały się m. in.: Teodora Wanda Grabowska, Danuta Krauze, Wanda Okolska-Woltanowska, Anna Borkiewicz-Celińska, Anna Jakubowska, Danuta Rossman. Jak pisze autorka: „Były więc miłości powstańcze i popowstańcze, były zwykłe sympatie i drobne flirty, okruchy uczuć w czasie, który nie wydawał się dla nich sprzyjający".
Jednym z najbardziej traumatycznych przeżyć powstańczych było wycofywanie się kanałami z zajętych przez Niemców dzielnic. W czasie powstania kanały po raz pierwszy wykorzystano 11 sierpnia, kiedy to kpt. Sieroszewski wyprowadził nimi swój oddział z Ochoty do Śródmieścia. Mimo że był ranny i wycieńczony, przeszedł tę trasę dwukrotnie: najpierw sprawdzając drogę, później zaś bezpiecznie przeprowadzając powstańców. A były to akurat kanały o wymiarach 60 na 90 cm. Przejście kilometra zajęło im kilka godzin... Kanały zaczęto również wykorzystywać jako drogę łączności pomiędzy dzielnicami – przeciągnięto linie telefoniczne, a łączniczki przenosiły tamtędy meldunki, rozkazy, pocztę i amunicję. Gdy upadek Starego Miasta stał się nieunikniony, kanałami do Śródmieścia i na Żoliborz ewakuowano ponad 4 tys. żołnierzy. Sanitariuszki często na własnych barkach przenosiły rannych powstańców i tym samym ratowały im życie. Wiedziały bowiem, że gdy do poddanych dzielnic wkroczą Niemcy, rannych i personel medyczny czeka śmierć. Znały relacje z rzezi Woli.