Polityka, głupcze!
Chęć zdobycia władzy jest w Polsce zbrodnią stanu, która wyklucza z grona ludzi honorowych i cywilizowanych na równi z pedofilią
Czemu więc mimo ostrzeżeń nikt nie bierze polityki poważnie? Zdrowy na umyśle obywatel reaguje na politykę jak na widok karalucha w rosole. Dla normalnych ludzi to sfera z dawna zastrzeżona dla cwaniaków, obłąkańców, hejterów w dresach od Armaniego, treserów węży ogrodowych, cynicznych socjopatów, smutnych klaunów i aktorów ze spalonego teatru.
Uwierzyliśmy, że to, co pokazuje nam ten cyrk obwoźny czynny całą dobę, te wszystkie kozaczki, botoksy, miny i fryzury z przedziałkiem, te festiwale świętego oburzenia, piórka w tyłku, dęte bzdety i kolejne poszerzanie pola dyskursu, to właśnie jest polityka. Gdy to piszę, trwa w najlepsze sąd nad tym, kto komu ukradł literkę z alfabetu, a delficcy kapłani klecą w panice wykładnię wieszczeń Człowieka z Zaginionej Teczki, by je pilnie przełożyć z boskiego na nasze.
Losy całego kraju zdają się zależeć od tego, czy jeden gość zdoła na czas schudnąć i wytrzeźwieć przed wyborami, a inny pajac przestanie się pokazywać w Sejmie w różowym zegarku z gumy. To jest dostępna nam waga i skala problemów politycznych. W ten sposób pasterz w dwójnasób chroni swoje barany przed pójściem w szkodę, bo gdy jedni od dawna to wszystko serdecznie chromolą, drudzy kibicują walce w kisielu z poczuciem udziału w polityce. Nikt bardziej nie zapewnia spokojnego snu politykom niż jedni i drudzy, choćby najgłośniej pyszczyli w internetach.
Kłopot będzie, gdy ludzie spostrzegą, jak bardzo polityką jest wszystko inne. A wtedy niech się naprawdę strzegą. I oni, i politycy.