Patodycea
To już piąta powieść Krajewskiego, której głównym bohaterem jest Edward Popielski – przedwojenny komisarz lwowskiej policji, po wojnie ukrywający się we Wrocławiu.
Tym razem (w 1946 r.) wikła się w pozornie proste śledztwo: ma wykryć ubeckiego agenta wśród uczniów tajnego Gymnasium Subterraneum. Podejrzenie pada na trzy gimnazjalistki. Ale wówczas dochodzi do dramatycznych zdarzeń: jedna z dziewcząt zostaje brutalnie zgwałcona, druga zaś – zamordowana. Trzech zwyrodnialców ściga teraz nie tylko Popielski, ale też UB, NKWD i kapitan stacjonujących we Wrocławiu wojsk radzieckich... To tylko jedna ze szkatułek „W otchłani mroku". Inne otwierają się przed czytelnikiem w latach: 1989, 1991 i 2012. Co wspólnego z Popielskim ma młody filozof Wacław Remus? I czym jest „patodycea"? Według słów jednego z bohaterów książki świat dąży ku dobru, a cierpienie, choćby i największe – masowe czy jednostkowe – nie jest w stanie ani zaprzeczyć temu zjawisku, ani go powstrzymać. Trudno się zgodzić z takimi tezami.