Rybacy nie dają za wygraną
Wraca sprawa, o której we wrześniu pisaliśmy na łamach „Uważam Rze" w tekście „Dorsz albo śmierć".
Wszystkie polskie związki rybackie postanowiły zdecydowanie zaprotestować przeciwko polityce rybołówstwa prowadzonej przez Unię Europejską. Przedstawiciele rybaków spotkali się niedawno w Ustce i ustalili, że w najbliższym czasie przeprowadzą wspólną akcję przeciwko obowiązującym limitom na połowy dorsza i faworyzowaniu wielkich armatorów.
Należące do nich wielkie statki, tzw. paszowce, prowadzą niekontrolowane połowy na Bałtyku. Polscy rybacy alarmują, że efektem tych działań jest najgorsza od kilkudziesięciu lat sytuacja wśród ryb śledziowatych. Dorszowi dramatycznie brakuje pokarmu, dlatego ryba musi pożerać własny narybek. Jeden z armatorów przyznał, że 80 proc. łowionego dzisiaj bałtyckiego dorsza uprawia taki, jak to określił, „kanibalizm". O niepokojących faktach mówią również przedstawiciele firm zajmujących się przetwórstwem. Ich zdaniem wysokość połowów dorsza bałtyckiego nie pokrywa nawet kosztów wyjścia kutrów w morze.
Przedstawiciele polskich armatorów nie godzą się z limitami dorsza, jakie Unia Europejska przyznaje rybakom. W tej sprawie spór z unijnymi urzędnikami trwa od wielu lat. Rybacy wciąż jednak uważają, że dozwolone kwoty połowowe są zbyt niskie i nie przystają do rzeczywistości. Grzegorz Hałubek, szef Związku Rybaków Polskich, ostrzega, że limity przyznane na 2014 r. są wciąż niekorzystne. A obecna polityka UE wobec bałtyckich rybaków grozi klęską ekologiczną na niespotykaną skalę i bankructwem małych armatorów.
kra