Strasburg umywa ręce
Europejski Trybunał Praw Człowieka, działając pod dyktando Rosji, odmówił rodzinom pomordowanych w Katyniu nawet symbolicznej satysfakcji poznania akt rosyjskiego śledztwa
W 1940 r. władza sowiecka zadecydowała o wymordowaniu ponad 20 tys. polskich obywateli. W 2013 r. Europejski Trybunał Praw Człowieka zadecydował, że rodziny ofiar tej zbrodni nie mają prawa poznać prawdy o śmierci swoich najbliższych. Wyrok spowodował paranoiczną sytuację, w której nie będzie można nikogo pociągnąć do odpowiedzialności za ludobójstwo dokonane w lesie katyńskim. Sytuacja jest tym dziwniejsza, że na podstawie tej samej Europejskiej konwencji praw człowieka Trybunał w podobnych sprawach wydawał zupełnie inne wyroki.
W rosyjskiej czasoprzestrzeni
Trybunał w Strasburgu uznał, że nie może ocenić rosyjskiego śledztwa w sprawie zbrodni katyńskiej z lat 1990–2004. Powodem ma być fakt, że Rosja przyjęła konwencję praw człowieka dopiero w 1998 r., czyli osiem lat po rozpoczęciu śledztwa. Taka argumentacja jednak mało kogo przekonuje. Jak można łatwo obliczyć, śledztwo prowadzone było przez Rosjan jeszcze przez sześć lat po przyjęciu konwencji i choćby ten okres można było zbadać. Wielka Izba skupiła się jednak w swoim uzasadnieniu na tym, że rosyjska Główna Prokuratura Wojskowa większość swoich czynności prowadziła przed wejściem w życie tego aktu. – Skoro jeszcze przez sześć lat Federacja Rosyjska była zobowiązana postanowieniami konwencji, to nie można mówić, że nie miała obowiązku rzetelnego wytłumaczenia przyczyn tragedii katyńskiej. W takiej sytuacji Trybunał nie tylko mógł, ale wręcz powinien był się zająć tą sprawą – mówi mecenas Piotr Schramm, ekspert prawa międzynarodowego.
Sędziowie w swojej ocenie kompletnie pominęli też jakość tego śledztwa. Nikt tak naprawdę nie wie, do jakich wniosków doszli Rosjanie od roku 1998 do 2004. De facto nie można nawet stwierdzić, czy rzeczywiście prowadzono śledztwo, czy tylko je pozorowano, gdyż nasi wschodni sąsiedzi uparcie odmawiali udostępnienia dokumentacji z postępowania. Uzasadniali to bezpieczeństwem państwa. Tak, w jakiś sposób prawda o wydarzeniach, które rozegrały się ponad 80 lat temu w nieistniejącym już, totalitarnym ZSRR, zagraża (to oficjalne stanowisko!) bezpieczeństwu demokratycznej przecież Rosji. – W końcu doszło do chorej sytuacji. Z jednej strony Trybunał uznał, że Rosja nie współpracowała z europejskimi sędziami, nie przedstawiając dokumentacji, z drugiej strony to na nic, bo nie mógł wziąć pod uwagę dokumentów, których fizycznie nie posiadał. Nie wiadomo, czy uznano by poszczególne naruszenia, o których mowa w art. 2 i 3 konwencji. Jednak zasłanianie się bezpieczeństwem własnego państwa przy utajnianiu tych akt daje powody do zastanowienia – dodaje Schramm.