Casus Parylewiczowej
Płatna protekcja w II Rzeczypospolitej? A i owszem – korzyści majątkowe z tego procederu czerpała w latach 30. żona Franciszka Parylewicza, prezesa Sądu Apelacyjnego w Krakowie
Ostatnio nakładem wydawnictwa Znak ukazała się ciekawa książka Kamila Janickiego „Upadłe damy II Rzeczpospolitej". Autor przybliża czytelnikom sylwetki siedmiu kobiet dwudziestolecia międzywojennego, które zapisały się na kartach historii Polski jako morderczynie, szantażystki czy spekulantki. Jedną z takich mrocznych postaci była Wanda Parylewiczowa, która – gdy jej działalność wyszła na jaw – nie umknęła wymiarowi sprawiedliwości (mimo że dama próbowała się ukrywać). By lepiej zrozumieć motywy postępowania Parylewiczowej, warto przyjrzeć się jej samej i życiu, jakie wiodła, zanim została panią prezesową. Jej nazwisko – tyle że panieńskie – było powszechnie znane i szanowane nawet wśród przedstawicieli ówczesnych władz państwowych. Trzeba bowiem pamiętać, że była rodzoną siostrą Bronisława Pierackiego, od czerwca 1931 r. ministra spraw wewnętrznych (do 15 czerwca 1934 r., kiedy to zginął od kuli zamachowca).
Dama przy mężu
Początki były trudne i nic nie zapowiadało takiego awansu społecznego. Wanda Pieracka urodziła się w 1885 r. w galicyjskich Gorlicach w rodzinie skromnego urzędnika jako pierwsze z sześciorga dzieci Stanisława i Eugenii Pierackich. Wkrótce małżonkowie wraz z potomstwem zamieszkali w pobliskim Nowym Sączu, gdzie Stanisław Pieracki pracował jako funkcjonariusz straży skarbowej, a do jego obowiązków należało m.in. ściąganie podatków.