Życie na podsłuchu
W każdej chwili służby mogą inwigilować każdego z nas. I wcale nie wymaga to zgody sądu
Na jaw wychodzi czarny scenariusz filmów science fiction o Wielkim Bracie. Widać, że scenariusze, które zakładały, iż służby są w stanie podsłuchiwać każdego, zaczynają się ziszczać. Zimno po plecach przebiega! – stwierdził w październiku ubiegłego roku Donald Tusk przy okazji unijnych komentarzy na temat inwigilacji niemieckiej kanclerz Angeli Merkel przez amerykańską agencję NSA.
Jego słowa pasują jak ulał także do polskiej rzeczywistości. Każdy Polak może być dzisiaj w każdej chwili poddany przez służby inwigilacji, nawet o tym nie wiedząc. I wcale nie jest do tego potrzebna zgoda sądu.
Przez telefon i komputer
W dzisiejszych czasach prawie każdy aktywny zawodowo Polak dysponuje telefonem komórkowym. Jest ich w Polsce ponad 40 mln. Właśnie telefon jest podstawowym narzędziem inwigilacji. Telefony GSM działają w taki sposób, że logują się do najsilniejszej stacji bazowej w okolicy. O ile nielegalny podsłuch jest karalny, o tyle dane o lokalizacji telefonu (a więc i jego właściciela) nie są w Polsce chronione. Służby dysponujące np. urządzeniem IMSI-Catcher (nazywanym przez funkcjonariuszy ABW „jaskółką") mogą je skierować na odpowiedni obiekt, by udawało prawdziwą stację GSM i w ten sposób przejmowało połączenia. Dopóki nie udowodni się, że chodzi o podsłuchiwanie, a nie jedynie lokalizację danej osoby, tego typu działania są legalne i powszechnie stosowane przez służby specjalne. Obchodzą one w ten sposób przepisy wymagające zgody na prowadzenie inwigilacji. Polskie służby bez zgody sądu mogą też żądać od operatorów telekomunikacyjnych ujawnienia, kto jest właścicielem danego numeru, z kim się kontaktował, gdzie przebywał (tzw. triangulacja BTS). Ale w praktyce zakres żądanych informacji bywa znacznie szerszy, wręcz nieograniczony.