Wielka kariera kłamstwa
Termin „polskie obozy koncentracyjne” znieważa Polskę i Polaków. PiS chce, by używanie go uznać za przestępstwo ścigane z urzędu
Pierwsze czytanie poselskiego projektu PiS przewidującego odpowiedzialność karną za posługiwanie się terminem „polskie obozy koncentracyjne" odbyło się 10 stycznia 2014 r. Projekt zakłada zmiany w ustawie o IPN oraz Kodeksie karnym.
Chodzi przede wszystkim o rozbudowanie art. 55 Ustawy o IPN, który zbyt ogólnie definiuje możliwość karania za zaprzeczanie m.in. zbrodniom nazistowskim. Inicjatorzy projektu chcieliby również, aby za publiczne oskarżanie zbrojnych organizacji polskiego podziemia i całego państwa podziemnego o udział w masowych zbrodniach oraz za używanie terminu „polskie obozy koncentracyjne" groziła kara grzywny, ograniczenia wolności lub jej pozbawienia do lat pięciu i aby te przestępstwa były ścigane z urzędu.
Projekt udało się skierować do sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka z zaleceniem zasięgnięcia opinii Komisji Nadzwyczajnej ds. Zmian w Kodyfikacjach, mimo że spora część posłów SLD i Twojego Ruchu usiłowała go zablokować. O wiele bardziej zastanawiająca była jednak postawa przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości. W trakcie sejmowej debaty wiceminister sprawiedliwości Michał Królikowski zaznaczył, że forsowanie takiego projektu może mieć jedynie znaczenie symboliczne. Wcześniej zastępca prokuratora generalnego Marek Jamrogowicz w nadesłanej do Kancelarii Sejmu opinii zakwestionował skuteczność zawartych w nim regulacji. Jeszcze mniej zainteresowania wykazał prezes Sądu Najwyższego prof. Tadeusz Ereciński, który nie uznał nawet za celowe opiniowania projektu PiS.
Impotencja państwa
W ostatnich latach wiele razy byliśmy świadkami całkowitej impotencji instytucji naszego państwa wobec nagminnego używania za granicą terminu „polskie obozy koncentracyjne". Reakcja polskich placówek dyplomatycznych była zazwyczaj spóźniona i podejmowana pod presją opinii publicznej w Polsce. MSZ do tej pory nie opracowało żadnej strategii działania, a swoistym miernikiem postępowania resortu może być zorganizowana w październiku 2013 r. w Warszawie konferencja pod dziwacznym tytułem „Wadliwe kody pamięci. Zniekształcenie pamięci o niemieckich nazistowskich obozach koncentracyjnych w mediach za granicą". Miała ona dotyczyć właśnie problemu „polskich obozów koncentracyjnych", a jak podkreślał rzecznik MSZ Marcin Wojciechowski, jej uczestnicy mogli sobie uświadomić, że w takiej sprawie można podejmować działania prawne. Jak na resort, który ma placówki w większości znaczących krajów, zatrudniające setki polskich urzędników, to stanowczo za mało.
Relatywizacja wojennych zbrodni stała się narzędziem niemieckiej polityki historycznej
Nie inaczej było zresztą w wypadku innych państwowych instytucji, które uchylały się jak mogły od rozwiązywania tego ważnego dla wizerunku Polski problemu. Wystarczy wspomnieć o decyzji Prokuratury Rejonowej dla Warszawy-Mokotowa, która w październiku 2013 r. odmówiła wszczęcia śledztwa w sprawie zwrotu „polskie obozy zagłady", który w sierpniu zeszłego roku pojawił się w niemieckiej gazecie „Rheinische Post". Doniesienie w tej sprawie złożyli przedstawiciele Związku Polaków w Niemczech Rodło. Warszawska prokuratura nie dopatrzyła się znamion przestępstwa, uznając, że termin ten nie oznacza, iż obozy zakładali Polacy, a jedynie sugeruje ich położenie geograficzne. To uzasadnienie oburzyło wiele środowisk w Polsce. Dyrektorzy polskich muzeów martyrologii usytuowanych na terenach byłych niemieckich obozów koncentracyjnych skierowali do prokuratora generalnego, ministra sprawiedliwości i rzecznika praw obywatelskich apel o pomoc w zwalczaniu znieważającego Polskę i Polaków kłamstwa na temat niemieckich obozów zagłady.
Polscy obywatele, nie mogąc się doczekać właściwych działań państwa, sami powołują fundacje i stowarzyszenia, które podejmują walkę z kłamliwym terminem „polskie obozy koncentracyjne". Jednym z nich jest kierowane przez mecenasa Lecha Obarę olsztyńskie Stowarzyszenie Patria Nostra, reprezentujące Zbigniewa Osewskiego, byłego więźnia niemieckich obozów, który wytoczył proces wydawcy dziennika „Die Welt" za użycie tego terminu. Za podobne praktyki stowarzyszenie pozwało także wydawcę niemieckiego pisma „Focus" oraz telewizję publiczną ZDF. Ma też w planach kolejne pozwy przeciwko niemieckim wydawcom. Jak podkreślił w jednym z wywiadów Lech Obara, „smutne jest to, że ogromny ciężar kosztów związanych z prowadzeniem tych postępowań stowarzyszenie musi dźwigać samo, bez żadnej pomocy państwa".