
Wykorzystać szansę
Rosyjska agresja na ukraiński Krym i wynikające z niej konsekwencje gospodarcze mogą być impulsem, który pomoże polskim firmom wyzwolić się ze szkodliwych powiązań i opanować nowe rynki
Polskim producentom żywności i towarów codziennej potrzeby, zainteresowanym ukraińskim rynkiem, z pewnością pomoże ogłoszona niemal równocześnie z agresją Rosji akcja bojkotu rosyjskich towarów przez konsumentów znad Dniepru. Niezależnie od skali blokady handlowej, jaka w niedalekiej przyszłości spotka rosyjskie produkty ze strony ukraińskich władz, bojkot ten już teraz staje się czynnikiem sprzyjającym importowi towarów sprowadzanych z obszaru UE, a w pierwszej kolejności z Polski. Zapowiedziane przez UE podpisanie umowy o utworzeniu strefy wolnego handlu z Ukrainą to w pierwszej kolejności szansa dla polskiej branży budowlanej, od lat tradycyjnie sprowadzającej drewno z lasów zachodniej Ukrainy. Surowiec ten powinien znacznie stanieć ze względu na dewaluację hrywny i zmniejszenie korupcji wśród celników. Pozytywne efekty tych zmian powinny być odczuwalne już w tegorocznym sezonie budowlanym.
Bardzo interesujący dla polskich przedsiębiorstw może być także rynek usług. W tej dziedzinie zeszłoroczny import Ukrainy osiągnął w zeszłym roku poziom 7,7 mld dolarów, z czego 1,2 mld dolarów przypadło na Rosję. Tymczasem polskie firmy na ukraińskim rynku usług są dziś obecne jedynie śladowo i co gorsza, ich pozycja od pewnego czasu wyraźnie słabnie. Import usług z Polski spadł w zeszłym roku o prawie 6 proc. w porównaniu z 2012 r. i wyniósł zaledwie 165 mln dolarów. W tym samym czasie Wielka Brytania zwiększyła sprzedaż swoich usług do poziomu 1,1, mld dol. (skok prawie o połowę), łotewski eksport usług na Ukrainę wzrósł o 48 proc., i nawet pogrążona od lat w kryzysie Grecja zdołała zwiększyć eksport swoich usług o 8 proc. Przy czym kiedy przyjrzeć się strukturze ukraińskiego importu usług, doskonale widać, że jest na nim miejsce dla polskich firm, chociażby dlatego że niemal jedna czwarta przypada na usługi transportowe, które z powodzeniem mogłyby wykonywać firmy z leżącej na szlaku pomiędzy Ukrainą i zachodem Europy Polski.
Niewykluczone, że wskutek rosyjsko-ukraińskiej wojny gospodarczej z rynku telekomunikacyjnego nad Dnieprem zniknie kilku rosyjskich operatorów telefonii komórkowej, w tym jeden z największych – rosyjskie MTS, które kilka lat temu przejęło rodzimą ukraińską firmę UMC. Zwolnione w ten sposób miejsce to łakomy kąsek dla operatorów działających w regionie – skorzystać na nim mógłby między innymi polski Polkomtel borykający się w naszym kraju z naporem połączonych sił niemieckiej i francuskiej konkurencji.
Podniebna kooperacja
Zerwanie szeregu wspólnych ukraińsko-rosyjskich projektów wysokotechnologicznych na nowo otwiera szanse przed polskimi firmami z branży lotniczej. „Uważam Rze" pisało o tym szeroko jesienią zeszłego roku, jednak warto przypomnieć, że „do wzięcia" będzie m.in. udział w produkcji nowoczesnego samolotu transportowego An-70, przystosowanego dla potrzeb wojska, którego projekt powstał w ukraińskiej pracowni konstrukcyjnej Antonowa. An-70 to, jak przekonują Ukraińcy, jeden z czterech samolotów transportowych na świecie zdolnych przewozić dowolny sprzęt wojskowy, który może przy tym wykorzystać nawet gruntowe pasy startowe o niewielkiej długości. Oprócz niego potrafią to jedynie amerykański C17, europejski airbus A400M i chiński Y-20. An-70 można bez problemu wykorzystywać jako samolot desantowy operujący zarówno na wysokim, jak i na niskim pułapie. Przewożąc ludzi, może zabrać na pokład jednorazowo 300 żołnierzy, a w wersji sanitarnej 200 rannych. Do startu wystarcza mu pas ziemi o długości 600–700 m.
Głównym konkurentem An-70 jest europejski projekt wojskowego airbusa A400M, jednak zdaniem ekspertów ukraińska maszyna jest znacznie lepsza. Nie dość, że może zabrać więcej ładunku, bo 47 ton w porównaniu z 37 tonami airbusa, to jeszcze jest znacznie tańsza i bardziej ekonomiczna w eksploatacji. Koszt airbusa to 145 mln euro, podczas gdy za antonowa wystarczy zapłacić 67 mln dol.