Prewencja to zysk
Rozmowa z Grzegorzem Małeckim, prezesem firmy Binase, zajmującej się wywiadem konkurencyjnym i bezpieczeństwem biznesu, byłym wysokim oficerem AW, ABW i UOP
Osłony, czyli czego?
Wejście na taki rynek jak ukraiński wymaga rzeczowej analizy i wnikliwego rozpoznania otoczenia biznesowego, przygotowania strategii na podstawie pełnej informacji. Trzeba mieć kogoś, kto zna i potrafi wyjaśnić realia na miejscu. Z pewnością najgorsze dla firmy jest działanie w sposób spontaniczny i chaotyczny, po omacku.
Nieobecność polskich firm w Iraku dowodzi, że w naszym biznesie ze zrozumieniem roli bezpieczeństwa nie jest najlepiej.
Dlatego przy ekspansji na zagraniczne rynki, a zwłaszcza te, które nie są łatwe i oczywiste, trzeba wyciągnąć wnioski z błędów, które się popełniło. Proszę zwrócić uwagę, jak zachowali się w Iraku Hiszpanie. Kiedy ich wojska w 2004 r. w atmosferze skandalu wycofały się z tego kraju, od razu na ich miejsce wskoczył biznes. Korzystał z osłony, usług bezpieczeństwa, byłych żołnierzy, funkcjonariuszy służb itd. I dzięki temu Hiszpanie, podobnie jak Amerykanie, zarobili tam pieniądze. A polskie firmy – pozbawione osłony takich firm jak Binase, którą kieruję – niewiele wskórały. Mimo że w Iraku byliśmy o wiele dłużej od Hiszpanów i wydaliśmy na to sporo pieniędzy. Głośna sprawa porwania inżyniera Kosa z wrocławskiej firmy budowlanej Jedynka pokazuje, że kompletnie nie zadbano o bezpieczeństwo. A przykład okazał się odstraszający dla innych polskich przedsiębiorstw. Nie dlatego że nie miały niczego do zaoferowania. Po prostu zabrakło im niezbędnej osłony, która stabilizuje bezpieczeństwo firmy w trudnych realiach. Nie wyobrażam sobie, by ktoś chciał dzisiaj wchodzić na rynek ukraiński bez spełnienia tych warunków i asysty firmy rozumiejącej zagrożenia, jakie w Kijowie czy Charkowie mogą czekać polskiego przedsiębiorcę.
Czy na kłopotach Ukrainy nie skorzystają Białoruś albo Gruzja? Może nasz biznes będzie wolał wybrać te rynki jako kierunek swojej wschodniej ekspansji?
Natura nie znosi próżni. Z całą pewnością dla tych państw to może być moment na wykorzystanie pojawiającej się szansy, przejęcie zainteresowania biznesu. Białoruś dla naszych firm wydaje się rynkiem naturalnym. To przecież kraj sąsiedzki. Tamtejszy rynek do najłatwiejszych nie należy, ale z pewnością jest atrakcyjny. Prezydent Łukaszenka wydaje się nieco przestraszony rozwojem wydarzeń na Krymie i na pewno będzie się starał budować pewnego rodzaju przeciwwagę, dobre relacje z Zachodem. Niewątpliwie sytuacja sprzyja temu, by ludzie biznesu życzliwszym okiem spojrzeli w kierunku Mińska. Tym bardziej że otoczenie biznesu jest tam dosyć stabilne. Ale przestrzegałbym przed lekkomyślnym optymizmem. Oczywiście można pójść na żywioł, ale w krajach tak specyficznych jak Białoruś nigdy nie wiadomo, czym to się skończy. Działania takich firm jak Binase postrzegam jako swoistą wartość dodaną. Z całą pewnością im trudniejszy rynek, tym większe zapotrzebowanie na usługi z zakresu wywiadu konkurencyjnego i bezpieczeństwa. Na wschodnich rynkach bez przewodnika czy asystenta ryzyko i zagrożenia mogą się okazać zbyt kosztowne.
Co oferują przedsiębiorcy takie firmy jak wasza?
Mamy praktyczną, a nie teoretyczną wiedzę, a także umiejętności, które nabyliśmy w czasie wielu lat pracy w służbach specjalnych czy dyplomacji. Nie proponujemy analizy geopolitycznej, tylko znajomość realiów. No i usługi, łącznie z fizyczną asystą i ochroną biznesmena, który znajdzie się w kraju, gdzie może się spodziewać jakichś niespodzianek.
Czym różni się pojmowanie bezpieczeństwa biznesu, wywiadu i kontrwywiadu gospodarczego wśród polskich i zachodnich przedsiębiorców?
W państwach o ustabilizowanej demokracji i gospodarce rynkowej pojęcia bezpieczeństwa biznesu już dawno nie trzeba nikomu tłumaczyć. Jest oczywistością, że trzeba tym zagadnieniem świadomie zarządzać i korzystać z usług firm wyspecjalizowanych w tej dziedzinie. Zachodni przedsiębiorca nie ma wątpliwości, że bezpieczeństwo biznesu ma bezpośrednie przełożenie na finansowe efekty prowadzenia działalności. Prewencja jest po prostu tańsza niż gaszenie niespodziewanych pożarów. To właśnie oznacza kulturę prowadzenia biznesu polegającego na przewidywaniu niebezpieczeństw i zapobieganiu im, a nie działaniu w sytuacji, gdy zagrożenia już się materializują. Naprawdę lepiej zawczasu zebrać niezbędne informacje, przygotować procedury bezpieczeństwa, niż potem wpaść w panikę i szukać na gwałt ratunku. W moim przekonaniu dojrzały biznes musi zdawać sobie sprawę, że zapobieganie oznacza realny zysk i oszczędności. Oczywistą praktyką zachodnich firm jest to, że w biznesplanie uwzględniają zawsze strategię bezpieczeństwa.