Dawid kontra Goliat
Z Radosławem Wiewiórem, prezesem i właścicielem firmy informatycznej Royal Software Consulting rozmawia Jan Piński
Jaką dokładnie ofertę otrzymał pan od pracowników firmy Asseco?
Gdy okazało się, że oferta mojej firmy na utrzymanie infrastruktury Geoportalu 2 jest lepsza od tej złożonej przez Asseco o ponad 3,5 mln zł i wygrałem przetarg, zostałem zaproszony przez pracowników tej firmy do rozmów. Na pierwszej z nich Krzysztof Szczygieł, jeden z pracowników Asseco, zaproponował mi wycofanie się z wygranej poprzez wykazanie wadliwości mojej własnej oferty przed Krajową Izbą Odwoławczą. W zamian miałem zostać podwykonawcą Asseco za 2 mln zł. Nie wierzyłem własnym uszom, dlatego doprowadziłem do kolejnych spotkań już przy świadkach, aby upewnić się czy, aby na pewno dobrze rozumiem intencje drugiej strony.
I dobrze pan rozumiał?
Gdy doszło do spotkania w siedzibie Asseco, podczas którego inżynierowie z naszych firm zaczęli rozmawiać o podziale prac przy kontrakcie, pozbyłem się wszelkich wątpliwości. Takie spotkania mają sens, gdy firmy na przykład wspólnie startują w przetargu jako konsorcjum. Podczas tych rozmów dowiedziałem się, że mojej firmie przypadnie 60 proc. zaplanowanej przy przetargu pracy, za co otrzymam 2 mln zł. Pozostałe 40 proc. – za około 5 mln zł – chciało wykonywać Asseco. Gdy zwróciłem uwagę, że takie rozwiązanie jest złamaniem prawa, usłyszałem, iż „wstawi się między nas jakiś podmiot”.
Kto z władz Asseco miał wiedzę na temat oferty?
To nie jest pytanie do mnie, ale zdrowy rozsądek zdaje się podpowiadać, iż działano przynajmniej za zgodą zwierzchników. Rozmowy prowadziliśmy m.in. w siedzibie Asseco już po rozstrzygnięciu przetargu. Brało w nich udział wiele osób.
Działa pan na rynku informatycznym od kilkunastu lat. Pierwszy raz zetknął się pan z taką formą korupcji?
W tak otwarty i bezczelny sposób – tak. Dodam, że oferta Asseco nie była jedyna. Otrzymałem również propozycję odstąpienia od wygranej za 100 tys. zł gotówką od innej firmy zainteresowanej tym przetargiem. Gdy jej nie zaakceptowałem, moi rozmówcy dolicytowali do 300 tys. zł.
Poinformował pan organa ścigania o korupcyjnych propozycjach?
Zachowałem się tak, jak w moim przekonaniu powinien się zachować uczciwy obywatel, gdy próbuje się go nakłonić do korupcji.
Co się stało, gdy odmówił pan sprzedania wygranej w przetargu?
Urzędnicy Głównego Urzędu Geodezji i Kartografii rozpoczęli działania obliczone na to, abym pożałował swojej decyzji. Już na starcie Marek Szulc, kierownik projektu w GUGiK, poinformował mnie, że przygotowano wypowiedzenie umowy ze mną, bo na pewno sobie nie poradzę. Gdy okazało się, że jednak sobie radzę, mnie i mojej firmie urządzono prawdziwą „ścieżkę zdrowia”. Dość powiedzieć, że wartość kontraktu mojej firmy z 3,3 mln zł spadła w skali roku do 1,2 mln zł. Pracownicy GUGiK interpretowali umowę maksymalnie niekorzystnie dla mojej firmy, opóźniano mi płatności pod byle pretekstem. Uzależniano zapłacenie faktury za pracę od przyznania się na piśmie do błędów itp. Równolegle docierali do mnie przedstawiciele największych prywatnych firm z branży i dawali do zrozumienia, że moje kłopoty się skończą, jeżeli przeznaczę 20 proc. kontraktu na łapówki dla urzędników GUGiK. W tych kwotach były już prowizje pośredników.
To były wiarygodne deklaracje? Przecież owi przedstawiciele nie mieli pełnomocnictw.
Ale potrafili rozmawiać w mojej obecności z pracownikami GUGiK przez telefon i dawali mi posłuchać, w jak zażyłych kontaktach się znajdują. Dzięki temu dowiedziałem się, że Marek Szulc był bardzo niezadowolony z faktu, iż nie dogadałem się z Asseco. Mój rozmówca uspokajał go, że „na pewno się dogadamy”.
To jedyny sygnał świadczący o faworyzowaniu Asseco przez urzędników GUGiK?
Nie. Było tego znacznie więcej. Gdy stało się oczywiste, że nie poddam przetargu, zaczęto mi sugerować konieczność przeprowadzenia pewnych prac przy Geoportalu, których nie obejmował przetarg. Kierownictwo GUGiK robiło, co mogło, aby to zlecenie w jak największej, najdroższej części trafiło do konsorcjum, którego liderem było Asseco. Moja firma miała tylko (albo aż!) potwierdzić, iż wykonanie takich prac jest konieczne. W zamian za drobne dodatkowe zlecenie. Gdy nie zgodziłem się tego autoryzować, wzmogły się represje wobec mojej firmy.