Rzemiosło to pasja
Z Martą Mach i Agatą Napiórską, autorkami kwartalnika „Zwykłe Życie” zajmującego się tematyką rzemiosła rozmawia Rafał Otoka-Frąckiewicz
Dwie młode dziewczyny zajmują się promocją staroświeckiego rzemiosła. Przyznacie, że może to dziwić.
Czemu? Ten świat kryje w sobie tysiące ciekawych historii, poza tym stwierdziłyśmy, że w dzisiejszym świecie, gdzie góruje konsumpcjonizm i tandeta, rzemieślnicy są ostatnimi, którzy dbają o jakość. Postanowiłyśmy zacząć to opisywać i reklamować.
Zanim zawody rzemieślnicze wymrą?
Nie wszystkie wymierają. Obecnie widać falę powrotu do jakości i unikatowości. Stare zakłady odzyskują klientów. Powstaje wiele nowych prowadzonych przez młodych ludzi. Trzeba jednak zauważyć, że wielu rzemieślników starej daty, wychowanych w cechach, nie ma następców bezpośrednich. Obserwujemy jednak proces polegający na tym, że młodzi ludzie zainteresowali się rzemiosłem, produkcją wysoko jakościowych przedmiotów na małą skalę. Ale oni nie idą tą samą ścieżką, co starzy rzemieślnicy. Nie mają kontaktu z cechami, z instytucjami związanymi tradycyjnie z rzemiosłem. Najczęściej są to ludzie po Akademii Sztuk Pięknych, którzy rozumieją potrzebę istnienia rzemiosła, ale bardzo często muszą to robić na własną rękę. Ale to też nie jest regułą. W ostatnim numerze „Zwykłego Życia” piszemy o kaletniczce po ASP, która przejęła stary zakład kaletniczy i w dużej mierze uczy się od kaletniczek, które tam zatrudnia. Starej daty kaletniczek.
Co wnosi od siebie?
Pieniądze, pomysł i wiarę, że może jakoś przetrwa w nowej odsłonie. Sama do szycia skóry nie siada. Na razie tylko projektuje, szyje podszewki i uczy się szycia skóry. Podobnie dzieje sie w innych niż kaletnictwo usługach. Niestety, następuje to powoli i istnieje spore ryzyko, że jeśli ktoś nie wpadnie na pomysł kontynuowania danego rzemiosła, mogą one w Polsce wyginąć, bo nie ma kontynuatorów.
A jest popyt na tego typu usługi?
Rynek zawsze się znajdzie, ale warto też pamiętać, jak bardzo powiązane są gałęzie tych małych rzemiosł. Taki rękawicznik potrzebuje miękkich skór, a w Polsce nie da się już ich kupić, ponieważ nie ma białoskórników, którzy się zajmowali obróbką takich skór. Musi więc jeździć do Czech, co mu się nie opłaca. Cztery godziny spędza w zakładzie na zrobieniu jednej pary rękawiczek, klient płaci za nią 120 zł minus koszt skóry i wydaje mu się, że cena jest wysoka, bo w sieciowych sklepach można kupić rękawiczki za o wiele mniejsze pieniądze. Wprawdzie nie skórzane, ale modne, z innego materiału, może sztucznego, może z bawełny. W efekcie taki zakład – mimo najlepszych chęci i umiejętności właściciela – pada. Dopóki społeczeństwo nie będzie świadome, że dobra jakość kosztuje i że lepiej kupić sobie rzecz, która starczy na lata, niż wymieniać garderobę co sezon, ubierając się w rzeczy bardzo słabego gatunku, to będzie ciężko prowadzić taki rzemieślniczy biznes.
To jest też kwestia promocji. Młodzi ludzie potrafią się wypromować w zamożnych kręgach – bo taki jest klient dobrego rzemieślnika. Rzemieślnicy starej daty tej kwestii często nie doceniają. I tu jest miejsce, w którym młodość może spotkać się z doświadczeniem i stworzyć nową jakość.
Pamiętajmy też, że jak się korzysta z usług rzemieślnika, to można potem wracać do niego z tym produktem. On się będzie nim opiekował, aż do końca życia rękawiczek, zegarka czy garnituru.
Czyli proponujecie zamordowanie współczesnego modelu gospodarki: „co się zepsuje – do śmieci”.
Filozofia rzemiosła na pewno jest wbrew czy nawet pod prąd filozofii korporacji, które proponują słabej jakości produkty wymieniane bardzo często, ale pamiętajmy, że w idealnym świecie rzemiosło wyparłoby te śmieciowe produkty. To się jednak nigdy nie stanie, bo wyroby rzemieślnicze zawsze będą wyrobem ekskluzywnym, co niekoniecznie oznacza bardzo drogim, ale też dla wybranego klienta.