Nadal bez tarczy
Sytuacja na Ukrainie po raz kolejny przypomina, jak ważna jest dla naszego bezpieczeństwa narodowego sprawa tarczy antyrakietowej
Zresztą cała polityka pojednania po wydarzeniach na Ukrainie legła w gruzach. Rosyjskie oskarżenia dotyczące wspierania przez Polskę ukraińskiej rewolucji na Majdanie zapewne znajdą jeszcze swój wyraz w przyszłości, kiedy Rosjanie wystawią rządowi Tuska kolejne rachunki za postawę wobec wydarzeń na Ukrainie. Mogą być one o wiele boleśniejsze niż niedawne wstrzymanie eksportu do Rosji polskiego mięsa czy innych produktów. Tusk będzie zmuszony do ostatecznego porzucenia nasyconej życzeniami i pozbawionej realizmu polityki wobec potężnego sąsiada. Będzie musiał też przełknąć całą jej gorycz. Ale ma jeszcze szansę na uratowanie projektu tarczy, której realizacja w pierwotnym kształcie mogłaby realnie wzmocnić bezpieczeństwo Polski. W gruncie rzeczy tarcza ma bronić Polski przed jedynym realnym zagrożeniem: ze strony Rosji. Inne nie istnieje. O jego realności świadczy m.in. to, że w tej chwili tylko Rosja ma rakiety wycelowane w Polskę. Chodzi o obwód kaliningradzki, który jest już nie tylko czymś w rodzaju rosyjskiej tarczy, ale także miecza. Czy Tusk w sprawie amerykańskiej tarczy w Polsce będzie teraz zdeterminowany, tak jak kiedyś był Lech Kaczyński?
Jak w czasach „gwiezdnych wojen”
Poza względami bezpieczeństwa narodowego warto podjąć starania o instalację amerykańskiej tarczy także z innych powodów. Jej budowa w Polsce byłaby pierwszym, ale jakże ważnym krokiem zacieśniania wzajemnej współpracy militarnej. Za nią poszłyby kolejne kroki. Jest oczywiste, że Amerykanie, mając w Polsce element jednego z kluczowych dla swojego bezpieczeństwa systemów, nie pozostawiliby go w całkowitym odseparowaniu od reszty ich potencjału wojennego, niczym na bezludnej wyspie. Z upływem czasu musieliby zwiększyć swoją wojskową obecność w Polsce, chociażby wzmacniając liczebność swoich sił powietrznych. Nie wydaje się bowiem, aby Pentagon zgodził się na to, by rosyjskie samoloty zwiadowcze latały w rejonie usytuowania stacji bazowej tarczy antyrakietowej. Zapewne Amerykanie sami chcieliby przejąć pełną kontrolę nad polską przestrzenią powietrzną. To oczywiście tylko jeden z argumentów przemawiających za koniecznością zwiększenia ich militarnej obecności u nas. Ale jest ich znacznie więcej.
Amerykanie zapewne chcieliby też, aby kraj, w którym ulokowali ważny komponent swojego systemu obrony, sam miał w miarę nowoczesna armię, nieodbiegająca zanadto technologicznie od amerykańskiej. To dawałoby szansę na przyspieszoną modernizację polskiej armii, a z tym z kolei wiązałyby się programy offsetowe i napływ nowoczesnych technologii. To musiałoby skutkować nowymi inwestycjami, które w pierwszej kolejności objęłyby przemysł zbrojeniowy. Ale z pewnością skorzystałyby również dziesiątki kooperujących z nim polskich firm. Trzeba bowiem pamiętać, że właśnie dzięki offsetowi za zakup amerykańskiej broni i technologii wyrosła potęga fińskiej Nokii. Nowe technologie mogą się stać prawdziwym kołem napędowym polskiej gospodarki, tak jak kiedyś stało się w Ameryce w czasach Ronalda Reagana i zainicjowanego przez niego programu „gwiezdnych wojen”, który rozpędził amerykańską gospodarkę. Właśnie ten aspekt, ściśle związany z konsekwencjami budowy amerykańskiej tarczy w Polsce, może być prawdziwą szansą dla wielu rodzimych firm, głównie średnich. To one bowiem w największym stopniu decydują o dynamice rozwoju gospodarczego.