Giełda i złodzieje czasu
Handel wysokiej częstotliwości (HFT) to praktyka wciąż niejasna dla osób nieobytych z giełdą, ale stał się już tematem dwóch bestsellerów, z których jeden uruchomił niedawno śledztwo FBI
Przewaga HFT nad innymi graczami polega nie tylko na tym, że pozwala on na dokonywanie niesłychanie wielu transakcji bardzo, bardzo często, ale również na wspomnianym „podglądaniu” zleceń innych inwestorów i uprzedzaniu ich transakcji – ofiarą tej właśnie procedury padał od początku Katsuyama. Za opłatą firma HFT może przez niesłychanie krótkie „okienko” – rzędu 30 milisekund – podejrzeć zlecenia złożone przez konkurentów, zanim zostaną one zrealizowane, a następnie je uprzedzić. I tu przynajmniej przewaga konkurencyjna na giełdzie jest taka jak dawniej – ten, kto pierwszy ma informację lub może uprzedzić innych, wygrywa.
Wygrywa też ten, kto wprowadzi na rynek nowe instrumenty i techniki, zanim SEC zdoła się zorientować, że pozwalają one wykorzystywać luki prawne. SEC woli bowiem odgrywać rolę szeryfa niż nadążającego za rynkiem ustawodawcy – jak zauważa „Washington Post”. Małe butiki inwestycyjne wprowadziły na giełdę HFT, ale ich tropem poszły wielkie banki. W rezultacie – zdaniem Lewisa – jedni i drudzy byli w stanie razem, inteligentnie i w tajemnicy manipulować rynkiem. Teraz FBI i SEC będą musiały sprawdzić, czy było tak w istocie.
Niewykluczone, że szykuje się kolejny skandal na Wall Street. Ale tym razem tąpnięcie może być ogromne: HFT to teraz 50–60 proc. obrotu na amerykańskich giełdach i ponad 90 proc. wszystkich zleceń.