
Rząd bierze rynek
Już we wrześniu tego roku wszyscy uczniowie pierwszych klas dostaną darmowy podręcznik od Ministerstwa Edukacji Narodowej. Idea niby słuszna, ale wygląda na to, że przeprowadzona nieudolnie
– Jesteśmy małym wydawnictwem, którego działalność opiera się głównie na wydawaniu podręczników do edukacji wczesnoszkolnej. Sposób wprowadzenia bezpłatnego podręcznika znacząco ograniczy działalność firmy, co w konsekwencji może doprowadzić nawet do upadku wydawnictwa – mówi Agnieszka Ostapowicz. I nie jest w swojej ocenie odosobniona. – Spodziewamy się znacznego zmniejszenia przychodów. Oferujemy pomoce dydaktyczne dla edukacji przedszkolnej oraz podręczniki i pomoce dla klas I–III. Wprowadzenie rządowych podręczników kolejno w tych klasach praktycznie pozbawi nas możliwości sprzedaży naszych podręczników – żali się Piotr Białobrzeski, prezes i współwłaściciel wydawnictwa Didasko. – Znaczny spadek może nastąpić także w sprzedaży dodatkowych pomocy edukacyjnych, ponieważ zgodnie z ustawą rodzice nie będą mogli dopłacać do zakupu książek czy ćwiczeń. Dodatkowo działania te mogą spowodować konieczność zwolnień pracowników zarówno w naszej firmie, jak i we współpracujących z nami przedsiębiorstwach. Nie mogliśmy uwierzyć, że firma działająca w państwie prawa właśnie to państwo będzie miała za konkurenta. Konkurenta, który działa na uprzywilejowanych zasadach, kreując prawo i ustawy zgodnie ze swoimi potrzebami. Takie stanowisko rządu i pani minister wywodzącej się z partii, która z jednej strony określa się jako „wolnorynkowa”, a z drugiej realizuje program socjalistyczny w najczystszej postaci, świadczy jasno o wyborczej hipokryzji – dodaje Białobrzeski.
Duzi gracze na rynku, czyli wydawnictwa, dla których książki do nauczania wczesnoszkolnego są tylko częścią oferty, są ostrożniejsi w ocenach. Wciąż mają nadzieję, że sprawa nie skończy się tragedią. – Prace nad nowelizacją ustawy oświatowej wciąż trwają, dlatego trudno na tym etapie szczegółowo ocenić, jak bardzo proponowane przez MEN rozwiązania wpłyną na obniżenie przychodów czy zatrudnienie w naszej firmie. Mogę jedynie powiedzieć, że w chwili obecnej nie planujemy zwolnień grupowych – mówi Agnieszka Mallek z wydawnictwa Nowa Era.
Trzeba zdać sobie sprawę, że nowe przepisy godzą nie tylko w interesy wydawnictw, ale też wszystkich podmiotów zaangażowanych w proces powstania i dystrybucji podręczników wczesnoszkolnych, a więc również księgarni i firm poligraficznych. Niewielkie prywatne księgarnie, które i tak mają dzisiaj olbrzymią konkurencję w postaci sklepów wielkopowierzchniowych i sprzedaży internetowej, po wejściu w życie przepisów mogą po prostu zbankrutować (40–60 proc. rocznych obrotów wypracowują właśnie na ofercie podręcznikowej).
Niezależni eksperci z Warsaw Enterprise Institute, intelektualnego zaplecza Związku Przedsiębiorców i Pracodawców, wyraźnie wskazują, że koncepcja przejęcia przez rząd roli wydawcy jest zwykłą nacjonalizacją rynku, co będzie niekorzystne nie tylko dla całej branży edukacyjnej, ale przede wszystkim dla jakości edukacji. Wydaje się jednak, że ani MEN, ani rząd się tym nie przejmują.
Nacjonalizacja zamiast
konkursu ofert
Obecnie na wolnym rynku wydawcy edukacyjni stale konkurują o nabywcę, podnosząc jakość oraz atrakcyjność podręczników. Forsowana przez rząd propozycja zmieni ten model.
– Pomysł przyjęcia jednego rządowego podręcznika jest eksperymentem na setkach tysięcy dzieci, wprowadza edukacyjny monopol, prowadzi do obniżenia poziomu edukacji i pozbawia nauczycieli możliwości decydowania i wyboru – komentuje Piotr Białobrzeski. – Zaproponowany przez rząd podręcznik określam mianem socjalnego. Pozwoli uczniom przetrwać w szkole, czyli jakość nie jest tu brana pod uwagę. Przykłady darmowej dla rodzica, sprawdzonej edukacji na wysokim poziomie obserwujemy od wielu lat w krajach zachodnich, gdzie nauczyciele mogą wybierać podręczniki spośród wielu rynkowych ofert. Gdyby celem naszego ministerstwa faktycznie było poprawienie jakości edukacji, ogłoszono by konkurs, który miałby jasno określone kryteria i wymagania, a jego wynikiem byłoby wybranie podręczników najlepszych dla współczesnego dziecka i zgodnych ze współczesną pedagogiką. Od ponad 30 lat pracuję jako nauczyciel, pedagog, autor podręczników i pomysł MEN oceniam jako odebranie autonomii nauczycielom oraz brak szacunku dla dziecięcego potencjału i możliwości rozwoju.