Pieniądz idzie za pięknem
Prawdziwej sztuki nie tworzy się dla pieniędzy. Ale z handlu nią można już dobrze żyć
Sztuka, która do tej pory nie wychodziła poza mury stacjonarnych galerii, trafiła w końcu na wirtualne półki. Wystarczy dostęp do internetu, by móc wybierać wśród niezliczonej ilości obrazów, grafik, rysunków czy fotografii. Dodać trzeba, że głównie autorstwa młodych twórców.
Galerie w sieci pojawiły się dosłownie kilka lat temu. W 2008 r. powstała krakowska Artpower. – Wiele osób zapatrywało się sceptycznie na taki pomysł, traktowano to wręcz jako profanację, gdyż sprowadziłam galerię sztuki do rangi sklepu z obrazami, a dzieła do towaru wrzucanego do koszyka – mówi właścicielka galerii Gabriela Gancarz-Stasiak. – Ale okazało się, że koncepcja chwyciła, pierwsze zamówienia pojawiły się bardzo szybko, więc widocznie było na rynku zapotrzebowanie.
To zapotrzebowanie wynikło z ożywienia na rynku. Pojawienie się kolejnych galerii online było zatem tylko kwestią czasu. Tym bardziej że dla wielu z nas wejście do tradycyjnej galerii bywa krępujące i onieśmielające. – Postrzega się je często jako przybytki dla wtajemniczonych, ludzie boją się tam wchodzić. Boją się cen, które często nie są wystawione i trzeba o nie pytać obsługę. Boją się, że ich wiedza na temat sztuki jest niewystarczająca, słowem, że nie jest to miejsce dla nich. Oczywiście, galernicy nie są tu bez winy. Z punktu widzenia kupującego obraz czy grafika to nie tylko dzieło sztuki, ale również towar. Chciałam więc zaoferować przejrzystość i łatwość zakupu, możliwość poznania ceny bez wdawania się w niejasne negocjacje – dodaje Ewa Lisicka, właścicielka galerii Ale Sztuka.