Demokracja na podsłuchu
Podsłuchiwanie polityków stało się w XXI wieku codziennością demokracji nie tylko na Zachodzie, ale i u nas. Zdumiewa jedynie naiwność tych, którzy dali się podsłuchać
Ujawnione przez „Wprost” nagrania rozmów, które kompromitują czołowych polityków PO, byłych i obecnych członków rządu, podają w wątpliwość niezależność NBP i jego prezesa oraz podważają wiarygodność Polski za granicą, zatrzęsły polską sceną polityczną i wywołały największy od lat kryzys władzy, obnażając przy okazji nieudolność służb specjalnych. Afera podsłuchowa, która po raz kolejny potwierdziła żenująco niską jakość rodzimej klasy politycznej, z pewnością nie będzie ostatnia, bo nasi politycy nie potrafią się uczyć ani na własnych, ani na cudzych błędach. Świadczy o tym historia podsłuchów w III RP.
Zaczęło się od Rywina
Niemal od początku III RP regularnie wybuchały afery z udziałem polityków, zwłaszcza tych z obozu aktualnej władzy. Prawdziwą glebą dla wielu z nich były nielegalne podsłuchy ich rozmów, zazwyczaj takich, o których oni sami nie chcieliby pamiętać. Pierwszym wielkim skandalem była afera Rywina, która wybuchła w 2002 r. za rządów SLD.
W lipcu 2002 r. producent filmowy Lew Rywin, powołując się najpierw na premiera Leszka Millera, a potem na „grupę trzymającą władzę”, zaproponował prezesowi spółki Agora Wandzie Rapaczyńskiej, a także redaktorowi naczelnemu „Gazety Wyborczej” Adamowi Michnikowi, umieszczenie w ustawie o radiofonii i telewizji zapisu umożliwiającego Agorze kupno kanału telewizyjnego Polsat w zamian za 17,5 mln dolarów dla Sojuszu Lewicy Demokratycznej i prezesurę kanału dla siebie. Adam Michnik, który potajemnie nagrał rozmowę z Rywinem, po kilku miesiącach zdecydował się na jej ujawnienie. Opublikowany 27 grudnia 2002 r. na łamach „Gazety Wyborczej” artykuł „Ustawa za łapówkę, czyli przychodzi Rywin do Michnika” stał się faktycznym początkiem afery. W konsekwencji w styczniu 2003 r. wszczęto śledztwo i powołano sejmową komisję śledczą do wyjaśnienia całej sprawy. Jej obrady Polacy mogli po raz pierwszy śledzić na ekranach telewizorów. W czasie prac sejmowej komisji wiele politycznych karier, w tym także kariera naczelnego „Wyborczej”, uległo degradacji. Ale też zaczęły się nowe: dotychczas drugoplanowego w polityce Jana Marii Rokity i zupełnie wówczas nieznanego Zbigniewa Ziobry. Niezależnie od swoich politycznych i prawnych skutków afera Rywina po raz pierwszy pokazała, jaką siłę w demokracji mogą mieć podsłuchy, zwłaszcza te zdobyte nielegalnie. A zwykłym obywatelom uświadomiła, że poza parlamentem i rządem działa „grupa trzymająca władzę” i to od niej faktycznie wszystko w Polsce zależy.