
Do ostatniej kropli krwi
W 1920 r. Orlęta Lwowskie ponownie musiały bronić ukochanego miasta. 17 sierpnia pod Zadwórzem ochotniczy batalion polskiej piechoty stoczył niezwykle zacięty i krwawy bój z przeważającymi siłami bolszewickimi
Kpt. Bolesław Zajączkowski w milczeniu śledził wzrokiem, jak jego niewielki, rozciągnięty w kolumnę oddział, przemieszcza się wzdłuż torów linii kolejowej Busk–Lwów. W głowie kłębiły mu się dość przygnębiające myśli. Czy będzie mu jeszcze dane zobaczyć rodzinne Brody, wrócić do wyuczonego zawodu notariusza, żyć w spokoju w wolnej Polsce, czy ta przerażająca wojna kiedyś się skończy? Pogarszająca się sytuacja na froncie nie dawała wiele nadziei na ziszczenie się tych marzeń. Bolszewicy nieustannie parli na zachód. W stronę Lwowa, miasta „semper fidelis”, zbliżała się armia konna Siemiona Budionnego. Lotne oddziały kozackie nieustannie wyprzedzały wycofujące się wojska polskie.
Kpt. Zajączkowski przyglądał się swoim żołnierzom i nie mógł wyjść z podziwu, jak niezwykłymi ludźmi przyszło mu dowodzić. Sól tej ziemi. Ochotnicy. Orlęta Lwowskie. Większość z nich jeszcze nie tak dawno zasiadała w ławkach szkolnych swoich gimnazjów, w salach wykładowych lwowskich uczelni albo przysposabiała się do zawodów rzemieślniczych. Poza nimi wśród ochotników, którzy zgłosili się bronić ojczyzny przed bolszewickim zagrożeniem, byli przedstawiciele inteligencji – dziennikarze, prawnicy, literaci, ale także zwykli chłopcy z ulicy, słynni lwowscy batiarzy. Podobnie było w całym oddziale mjr. Romana Abrahama, legendarnego obrońcy Góry Stracenia podczas walk z Ukraińcami w listopadzie 1918 r. Sformowany w połowie lipca 1920 r. oddział, składał się z batalionu kpt. Zajączkowskiego, dywizjonu ckm por. Antoniego Dawidowicza, dywizjonu kawalerii rtm. Tadeusza Koraba-Krynickiego i baterii artylerii.