
Zamach na prezydenta
Szczęśliwie bomba nie wybuchła. Drugi prezydent odrodzonej Rzeczypospolitej Stanisław Wojciechowski nie ucierpiał. Ale zamach miał swoją ofiarę: Stanisława Steigera
Działo się to wszystko 90 lat temu, 5 września 1924 r. we Lwowie. Był to epizod niemal przemilczany w oficjalnej historiografii. Dopiero co odrodzona Rzeczypospolita nie była zainteresowana nagłaśnianiem tego incydentu, władzom bowiem zależało na wyciszeniu przed własną i zagraniczną opinią publiczną wszelkich niepokojów i konfliktów związanych z mniejszością ukraińską. Obowiązywał taki oto przekaz: na kresach wschodnich życie toczy się normalnie. Zamach temu przeczył, dlatego oficjalnie żadnej próby zamachu nie było. Większość prasy przemilczała sprawę lub zbagatelizowała. Na przykład warszawski „Tygodnik Ilustrowany” 20 września zamieścił obszerną relację z Targów Wschodnich wraz ze zdjęciami z pobytu prezydenta we Lwowie, lecz o próbie zamachu nie wspomniano. Nawet Henryk Comte, adiutant Stanisława Wojciechowskiego, w swej książce „Zwierzenia adiutanta w Belwederze i na Zamku” nie zająknął się o próbie zamachu, mimo że opisał wiele szczegółów związanych ze służbą u boku prezydenta. A przecież sprawa miała swój dramatyczny ciąg dalszy…