Ekstrawagancka roślinka
Citroen dał wolną rękę najbardziej ekscentrycznym stylistom, których udało mu się zatrudnić. To pierwsza myśl, jaka przychodzi do głowy po zobaczeniu nowego crossovera francuskiego producenta. Dodajmy, dobrze na tym wyszedł, gdyż udało im się stworzyć samochód, który pozytywnie wyróżnia się nawet w segmencie aut, który do nudnych wizualnie nie należy. Co więcej, najbardziej ekstrawagancki pomysł służy bardzo praktycznemu celowi. Pierwsze, co rzuca się w oczy, to przypominające delikatne kolce panele Airbump, którymi obłożono boki i rogi pojazdu. Wypełnione powietrzem wypustki skutecznie zapobiegają otarciom lakieru przy kontakcie ze słupkami czy drzwiami innego samochodu.
Dużo wrażeń czeka nas również przy pierwszym zetknięciu z wnętrzem Cactusa. Zamiast tradycyjnych zegarów, kierowca ma przed oczami prostokątny wyświetlacz, na którym pokazane są prędkość i stan paliwa. Obrotomierza – brak. Wszystkimi systemami (radio, klimatyzacja, nawigacja itd.) steruje się za pomocą centralnego panelu dotykowego, o rozmiarach sporego tabletu. Jakość materiałów – bez zarzutu. Zajęcie wygodnej pozycji za kierownicą przychodzi z łatwością. Szczególnie w wersjach z automatyczną skrzynią ETG6, wyposażonych w niezwykle – jak na tę klasę – szerokie fotele. Bardziej zresztą przypominające kanapę. Takie rozwiązanie jest możliwe, gdyż nigdzie nie uświadczymy tradycyjnego drążka do wybory trybu jazdy. Zastępują go trzy guziki – „D”, „R” i „N”. Również pasażerowie z tyłu nie będą mieli powodów do narzekań. Cactus – choć ma nazwę pochodzącą od kompaktowego modelu Citroena – został stworzony na nieco wydłużonej platformie miejskiego modelu C3. Cudów przestrzenności nie ma więc co się spodziewać, ale mimo to miejsca jest nadspodziewanie dużo.
Bagażnik C4 Cactusa ma pojemność 358 l. To w tej klasie bardzo dużo. Problemem może być tylko przewóz ładunków o nietypowych kształtach – na przykład sprzętu narciarskiego. Citroen nie przewidział bowiem możliwości dzielenia oparcia tylnej kanapy. Owszem, jest składana, ale tylko w całości.
Samochód prowadzi się pewnie, co jest zasługą zarówno precyzyjnego układu kierowniczego, jak i dość twardego zawieszenia. To jednak oznacza, że dziury w drodze potrafią być odczuwalne. Osiągi Cactusa są przyzwoite, choć nie rewelacyjne. Właściwie wszystkie silniki zapewniają bardzo podobne przyspieszenie, elastyczność i prędkość maksymalną. Do wyboru są trzy jednostki benzynowe o pojemności 1,2 litra (75, 82 i 110 koni) oraz dwa diesle 1,6 l dysponujące mocą 92 oraz 100 KM. Wydawałoby się, że 110-konna benzyna powinna „odsadzać” swoich słabszych braci. Poniekąd tak jest, jednak czkawką odbija się tu brak ręcznej skrzyni biegów. Automat zmienia bowiem biegi dość ospale, a przy mocniejszym wciśnięciu gazu potrafi nieprzyjemnie szarpać. Testowany egzemplarz napędzał właśnie słabszy z ropniaków. To sprawdzona konstrukcja o wystarczającej zarówno w mieście jak i na trasie dynamice, a co najważniejsze – niezwykle oszczędna. Przejechanie ponad 1000 km na jednym baku nie jest dla niej żadnym wyzwaniem.
Krzysztof Galimski