Polski paradoks
Mamy obowiązek preferować kraj, w którym są korzenie Fiata. Nasz wybór, by produkować pandę w Pomigliano d’Arco, nie był oparty na zasadach ekonomii ani racjonalności” – przyznał z rozbrajającą szczerością Sergio Marchionne, szef Fiata
Mamy obowiązek preferować kraj, w którym są korzenie Fiata. Nasz wybór, by produkować pandę w Pomigliano d’Arco, nie był oparty na zasadach ekonomii ani racjonalności” – przyznał z rozbrajającą szczerością Sergio Marchionne, szef Fiata
Fiat, który nigdy nie zapłacił podatku dochodowego w Polsce, dostał od rządu kilka miesięcy temu kolejne wakacje podatkowe. Opisana w cover story tego numeru fabryka Volkswagena będzie kosztować polskich podatników minimum 112,5 mln zł, bo do takich dotacji przyznali się urzędnicy. Nic więc dziwnego, że gdy producent keczupów i sosów Heinz (pod marką Pudliszki) chce zwiększyć produkcję w Polsce, od razu biegnie do urzędników po 200 mln zł na ten cel. I jeżeli wierzyć publikacjom prasowym, ma spore szanse owe fundusze dostać (ku utrapieniu polskich firm konkurujących z niemieckim potentatem).
Wszystkie te ogromne fundusze kierowane są do zagranicznych firm, które od czasu do czasu dają dowód, że kapitał ma narodowość, transferując zyski do macierzystych krajów. A to sprzedadzą spółce znak towarowy, a to trzeba zapłacić za kosztowne know-how.
Tworzenie zagranicznemu kapitałowi lepszych warunków niż rodzimemu musi budzić zdziwienie. W ostatnich miesiącach polscy przedsiębiorcy są obiektem poważnych działań urzędników skarbowych, którzy szukają w ich kieszeniach brakujących pieniędzy. Żaden z polityków nie pomyśli, że na przykład windykowane po pięciu latach koszty rzekomych zaległości podatkowych doprowadzą do likwidacji miejsc pracy albo − być może − całej firmy. W Niemczech oficjalnym zadaniem kontrolerów skarbowych nie jest windykacja należności, ale właśnie ochrona miejsc pracy. Tymczasem w Polsce urzędnicy łupią krajowe firmy, a inni urzędnicy te złupione pieniądze dają ich zagranicznym konkurentom na tworzenie miejsc pracy.
Ten polski paradoks jest trudny do przezwyciężenia. Bo doraźne polityczne korzyści z show w postaci ściągnięcia zagranicznego inwestora przeważają nad realnymi kosztami, które przychodzą za kilka lat.
Jeżeli płacimy zagranicznej firmie za założenie w Polsce fabryki, to polscy przedsiębiorcy powinni być partnerami takiej inwestycji. Jeżeli nie, to taki wydatek szkodzi gospodarce, a nie pomaga. Rządy Niemiec, Wielkiej Brytanii czy Francji są oskarżane o protekcjonizm i ukryte wspieranie rodzimych firm. Polski rząd – o nieuczciwe dotowanie zagranicznych firm kosztem krajowych przedsiębiorców. Daje to do myślenia.