Mowa nienawiści
Im bardziej Radka Sikorskiego nie ma, tym go więcej. Im mniej znaczy, tym bardziej się puszy. To norma u megalomanów, w sumie nie ma co się dziwić, ale to, co odwalił przy okazji wywiadu dla „Politico”, to już kompletna porażka. Oczywistym raczej jest, że Putin, mając pomysł na aneksję jakiegoś kraju, nie będzie gadał z byle kim i uda się do Merkel. Pomysł, że mógłby to negocjować z Tuskiem, jest ponurym żartem. Na grzyba więc Radek wyskoczył z podobną historią? Jak na mój gust to rozpaczliwe wołanie o pomoc.
Miał być szefem NATO i wyłączyć Rosję z gry? Został szefem laski marszałkowskiej i może co najwyżej wyłączać mikrofony posłom opozycji. Miał być rozgrywającym w polityce wschodniej? Sam został rozegrany i teraz rządzić może we własnej wsi. Kasa leży w Brukseli, a do tej – jak wiadomo – Donald go nie zabrał, więc ból okrężnicy musi mieć spory. Tym bardziej że Tusku jeszcze w dniu swojej nominacji ściemniał mu, że zabierze go ze sobą na zmywak i obsadzi w roli unijnego komisarza. Tak, tak, tego samego komisarza, którym dzień później zrobił Bieńkowską. Radek spojrzał ze smutkiem na ścieżki gwarantujące mu dotychczas karierę, pociągnął nosem i szybko poweselał, po czym zadzwonił do kumpla żony, sądząc, że zrobi świetny psikus byłemu premierowi, a resztę już znacie.