Gdzie diabeł nie mówi już dobranoc
Awans cywilizacyjny dwóch wiejskich gmin, które dzielą setki kilometrów, dowodzi, że polska prowincja nie musi być jedynie źródłem zasilającym emigrację do miast i za granicę
Przed wyborami samorządowymi warto się pokusić o refleksję nad prawdziwą kondycją polskiej samorządności lokalnej. Czy nasz kraj rzeczywiście musi się dzielić na dwa obszary awansu społecznego: rozwijającą się dynamicznie Polskę A, do której należą wyłącznie obszary metropolitalne, oraz sparaliżowaną własną niezaradnością Polskę B, która obejmuje całą resztę, od małych miast po gminy wiejskie? Czy ugruntowany przez ostatnie ćwierćwiecze wizerunek polskiej wsi, kojarzonej z wylęgarnią strukturalnego bezrobocia, dziedzicznego ubóstwa i zacofania cywilizacyjnego, jest prawdziwy? Przedstawione tu dwie gminy wiejskie całkowicie zaprzeczają temu stereotypowi. Za ewolucją tych lokalnych wspólnot stoją konkretni ludzie, pasjonaci owładnięci – w pozytywnym tego słowa znaczeniu – wizją rozwoju swojej małej ojczyzny.