Dementi
Sedno wielu spraw w III RP leży zupełnie gdzie indziej, niż mógłby się spodziewać rozsądny człowiek
W sprawie nagrań czołowych osób w państwie, rozprawiających o rzeczach daleko wybiegających poza standardy demokracji, istotą nie była treść rozmów, ale to, kto „nielegalnie” włączał dyktafon i na czyje zlecenie przeprowadził ten zamach na demokrację. Nic to, że wcześniej – w roku 2002 i 2006 – podobne „nielegalne” nagrania przyczyniły się do politycznego trzęsienia ziemi i obalenia dwóch rządów, a autorów nagrań uhonorowano nagrodami, podkreślając ich wkład w budowę demokracji.
Innym przykładem rozmycia, pardon, sedna sprawy – i to na wielu płaszczyznach – jest katastrofa smoleńska. Debata publiczna bardzo długo, aż do zamęczenia ludzi tematem, kierowana była na to, kto zapraszał ludzi na pokład samolotu, czy była kłótnia na lotnisku, czy była rozmowa telefoniczna braci albo czy w Smoleńsku była mgła w chwili startu z Warszawy. To były wątki kluczowe w śledztwie, a nie zeznania pilotów drugiego samolotu i kontrolerów z wieży, badania wraku czy relacje najważniejszych osób w Polsce, które później nie znalazły potwierdzenia w rzeczywistości.