Firma w czasach deflacji
Unia Europejska, Europejski Bank Centralny i rozliczni eksperci już parokrotnie ogłaszali koniec kryzysu w naszym regionie. A wygląda na to, że nadchodzi kolejna turbulencja – deflacja
Na panelu sterowania globalną gospodarką świecą się na czerwono wszystkie światełka ostrzegawcze, tak samo jak kilka lat temu, gdy kryzys finansowy rzucił na kolana cały świat” – powiedział na zakończenie szczytu G20 premier Wielkiej Brytanii David Cameron. Te czerwone sygnały to perspektywa stagnacji i wyjątkowo niska inflacja w strefie euro. Według najnowszych danych EBC w październiku w strefie euro wyniosła ona tylko 0,4 proc.
Groźba spadających cen
Przywykło się sądzić, że to galopująca inflacja jest źródłem wielkich zagrożeń gospodarczych, mogących prowadzić do wstrząsów politycznych. Gdy między rokiem 1787 a 1789 cena chleba we Francji wzrosła o 75 proc., inflacja skłoniła kobiety do marszu na Wersal, a potem wydarzenia nabrały już pełnego impetu i wybuchła rewolucja. O ile jednak łatwo zrozumieć furię tłumów spowodowaną zwyżkami cen, o tyle trudniej pojąć graniczący z paniką niepokój ekonomistów i banków centralnych, gdy inflacja spada – jak jesienią tego roku w strefie euro – do 0,4 proc. Ekonomiści obawiają się, że region stacza się w deflację, czyli długotrwałe spadki cen połączone ze stagnacją gospodarczą. I obawy te zdają się całkiem poważne, a już teraz zbyt niska inflacja jest sporym problemem.