Odwracanie chorągiewek
Zjawisko tyleż odrażające, co fascynujące: dorośli ludzie jak na gwizdnięcie dokonujący światopoglądowego zwrotu przez rufę, by bez żadnych kompleksów głosić to, czemu wcześniej tak gorąco przeczyli
Zaiste żenujący spektakl trwa na naszych oczach już od roku – od kiedy wybuch wojny ukraińskiej doprowadził do nagłych rewizji opinii deklarowanych wcześniej na post-PRL-owskiej scenie politycznej. Gdzież podziali się ci wszyscy specjaliści od spontanicznego „pojednania” z Moskwą? Gdzież ci wybitni, znani i lubiani – publicyści, artyści, ba, nawet hierarchowie – ci wszyscy, którzy zaraz po zamachu smoleńskim zachęcali nas, byśmy w te pędy pospieszyli ze zniczem na najbliższy cmentarz żołnierzy sowieckich? Gdzie ci mędrcy, którzy bez dostępu do kluczowych dowodów (bo ani wrak, ani czarne skrzynki nadal nie wróciły) przekonywali nas, że wszelkie hipotezy poza „naturalną” katastrofą prezydenckiego Tu-154M to wyłącznie domena oszołomów? Gdzie ci specjaliści od bezpieczeństwa narodowego, którzy z poważną miną zapewniali, że Polska nie ma żadnych nieprzyjaciół i w związku z tym armia nam właściwie niepotrzebna? Czy pochowali się po swoich szczurzych dziurach? Czy przynajmniej siedzą cicho, by nikt nie wypomniał im wcześniejszej fraternizacji z dzisiejszym wrogiem? Nic podobnego – dalej wszędzie ich pełno. Tyle że teraz specjalizują się w mobilizowaniu narodu przeciwko rosyjskiemu zagrożeniu i prześcigają się w potępieniach reżimu kremlowskiego.