Fiat panda, kosztujący niewiele ponad 30 tys. zł, to jedna z najtańszych na naszym rynku propozycji dla osób, które chcą mieć nowy samochód. Tanio rzadko kiedy oznacza dobrze, ale akurat włoskiemu koncernowi udało się stworzyć uniwersalny i wygodny samochodzik za małe pieniądze.

Nowa panda, w porównaniu do swojego poprzednika, jest wyższa (o 1 cm), szersza (o 5cm) i dłuższa (aż o 11 cm). Dzięki temu jest zauważalnie przestronniejsza i ma spory, jak na tę klasę, bagażnik. Z zewnątrz wygląda jak większy i bardziej zaokrąglony brat pandy drugiej generacji. Trzeba przyznać, że robi pozytywne wrażenie, szczególnie w opcji z lakierowanymi na kontrastowy kolor lusterkami i relingami dachowymi.

Projektanci uznali, że inspiracją dla wnętrza pandy będzie zaokrąglony kwadrat. Kierownica, zegary, naszywki na fotelach gałka zmiany biegów i przyciski – wszystko jest wzorowane na tej właśnie figurze geometrycznej. Wygląda to całkiem ładnie, oryginalnie i pokazuje, że nawet w bardzo tanim samochodzie można zrobić coś, co będzie modne i atrakcyjne. Materiały zastosowane we wnętrzu to oczywiście twarde plastiki (trudno za tę cenę oczekiwać czegoś innego), ale użycie dwóch kolorów jest niewątpliwie dobrym pomysłem – nie pozwala utonąć w smutnej czerni lub szarości. Spasowanie elementów jest bez zarzutu, a w testowym samochodzie, który miał już ponad 30 tys. km na liczniku, nie widać było żadnych śladów zużycia. Duże brawa należą się za ergonomię. Ilość i pojemność schowków oraz półeczek budzi respekt. Wszystko jest pod ręką, a na brak miejsca kierowca z pewnością nie może narzekać. Na tylnej kanapie jest nieco gorzej. Co prawda sufit jest na tyle wysoko, że nawet rosłym pasażerom miejsca nie zabraknie, ale z przestrzenią na nogi nie jest już tak dobrze. W końcu jednak to auto miejskie i ogólnie rzecz biorąc, jak na tę klasę, wnętrze jest dość przestronne.