Pokerowe fatum Wielkiego Szu
Z posłem Arturem Górczyńskim, przewodniczącym parlamentarnego zespołu do spraw efektywnej regulacji gry w pokera ROZMAWIA EDYTA ŻYŁA
Niemal wszystkie europejskie państwa czerpią zyski z organizacji turniejów pokerowych. W naszym kraju dyscyplina ta została obłożona drakońskimi podatkami, przez co stała się nieopłacalna i trafiła do szarej strefy. Jakie straty ponosi z tego tytułu polskie państwo?
Szacuje się, że na ograniczeniach w grze w pokera budżet państwa traci ok. 500 tys. zł rocznie. Składają się na to głównie opłaty licencyjne i podatki, ale wiele innych źródeł możliwych wpływów nie zostało ujętych w tych szacunkach, w tym m.in. korzyści z reklam, dochodów hoteli czy restauracji. Organizacja turnieju pokerowego w dobrym miejscu to niemały zysk i dla restauratorów, i dla hoteli czy transportu. Jako przykład podam irlandzkie miasto Galway – tu w 2013 r. zorganizowano festiwal pokerowy. Dzięki temu miasto w ciągu tygodnia zarobiło 3 mln euro. Mieszka w nim jedynie 80 tys. osób. Czy nie moglibyśmy w Polsce organizować tego typu imprez, na przykład w Kołobrzegu? Gdyby włodarze tego miasta mogli zarobić 3 mln euro, to sądzę, że nie daliby się długo namawiać do organizacji tego rodzaju przedsięwzięcia. Tygodniowy turniej zapewniłby promocję miasta i przyniósłby olbrzymie dochody. Nieco podobnie sytuacja wygląda w przypadku bukmacherki – w tym obszarze powinniśmy moim zdaniem dostosować się do prawa unijnego i dołączyć bukmacherkę do pokera i automatów o niskich wygranych. Obecnie obowiązujące restrykcyjne przepisy nie spowodowały, że automaty zniknęły, przeciwnie, pojawiają się ciągle nowe, jak grzyby po deszczu. Gdyby ich właściciel miał obowiązek posiadania licencji i podlegałby kontroli, sam zadbałby o przestrzeganie przepisów, na przykład w tym zakresie, żeby na automatach nie mogły grać osoby niepełnoletnie. A teraz często spotykamy się z sytuacjami, że budki z automatami stoją naprzeciwko szkół. Z szacunków wynika, że budżet państwa traci na braku takich uregulowań w obszarze pokera, automatów i bukmacherki rocznie ok. 6–8 mld zł, czyli ok. 18 proc. obecnego deficytu budżetowego. Tak naprawdę tracą też przedsiębiorcy zajmujący się tą branżą. Ciekawostką niech będzie to, że oni sami dążą do dobrych regulacji prawnych w zakresie hazardu. Dotarłem do badań jednej z dużych firm, z których wynika, że branża hazardowa w 2014 r. funkcjonowała w szarej strefie aż w 98 proc. Doliczając straty, jakie państwo polskie poniesie z powodu odsetek i odszkodowań, można mówić o stracie na poziomie 12–16 mld zł.