De Sade – potwór naszych czasów
• KOT OGRODNIKA • Słynnego markiza nie zajmowała ani sztuka, ani manifesty. On zamieniał innym życie w piekło. To pierwowzór popkulturowych potworów w typie doktora Lectera z „Milczenia owiec”
Zostałby zapomniany i pogrzebany w niepamięci, gdyby nie surrealiści, którzy wybrali go sobie za przodka honorowego, mistrza odzierającego świat ze świętości, obnażającego ukrytą naturę rzeczywistości, świętego bluźniercę, „surrealistę w sadyzmie”. Kompletne pomieszanie. On jest obsesjonistą, ideologiem; swawolny libertynizm przemienia w ponure spektakle grozy, msze przemocy i bólu, wykorzenienia, gwałtu, cierpienia...
W jego wersji seks jest strasznym zmaganiem się z materią; cielesność stawia opór i w żaden sposób nie daje się przemienić w sacrum. Im głębiej pogrąża się w poszukiwaniu granic, które można przekroczyć, tym bardziej oddala się od świętości, o której marzy.