Sojusze
W polityce główną kategorią jest interes. Własny
|
Nie piszę tego jako profan czy analfabeta. Skończyłem stosunki międzynarodowe na uniwerku z oceną celującą. Pamiętam egzamin u profesora Kukułki, wiceprezesa ZSL. Lubił podchwytliwe pytania, a jak chciał kogoś oblać, to mówił grzecznie „mistrzu”. Zadał mi pytanie:
– W którym miesiącu podpisano Kartę OJA (Organizacji Jedności Afrykańskiej). W styczniu czy w grudniu?
Myślę, a on z uśmiechem:
– Mistrzu, to łatwe, w styczniu czy w grudniu?
Na to ja też z uśmiechem:
– 12 maja.
Mało nie spadł z krzesła. I wpisał uczciwie najwyższą ocenę.
Dostałem też zaproszenie z MGIMO – byłbym pewnie kumplem Ławrowa, ale odmówiłem; od Moskwy wolę Warszawę. Ten zapał do poznawania świata jednak pozostał i skłonność do analizowania zjawisk. I stąd pytanie o nasze sojusze, które przy okazji szczytu NATO będzie się powtarzać…
Otóż w 1939 r. mieliśmy pakty o nieagresji z Niemcami i z Rosją, co niby gwarantowało spokój. Napadli na nas obaj wrogowie, po cichu dzieląc polskie ziemie. Mieliśmy sojusze z Francją i Anglią – nie pomógł nikt.
Nieważne, że Polak Węgier dwa bratanki, że Turcja nigdy nie uznała rozbiorów Polski, że blisko nam do Gruzinów... Stany Zjednoczone? Polaków traktują jak ludzi na przymusowych robotach. W zasadzie mógłbym otworzyć mapę i wszędzie albo nas zdradzono, albo to my zdradzaliśmy (Ukraina, Białoruś, Litwa). Taka Czechosłowacja – najechaliśmy na nią w 1938r. wraz z Hitlerem i tak jak on tłumaczyliśmy, że chronimy własną ludność (a po roku Stalin chronił swoją, ale już naszym kosztem). Wszystko jest tak płynne, krótkotrwałe i ulotne, że wszelkie umowy nie są warte papieru, na którym je spisano. W polityce bowiem główną kategorią jest interes. Własny.
I dlatego nie chcę przyjaciół, Boże chroń! Oczywiście, taktycznie tak. Identycznie jak ze spędzaniem wolnego czasu. Z jedną koleżanką poszłoby się do teatru, z inną do łóżka, a do jeszcze innej wprosilibyśmy się na obiad. Krótkotrwałe sojusze jak najbardziej! Ale ze świadomością, że nastąpi rozwód, więc nie rozbudzamy nadziei ani własnych, ani innych. Musimy wiedzieć, że przedłużenie polityki to zawsze wojna (Clausewitz). I że kilka tysięcy umów podpisanych „na wieczne czasy” już złamano, choć koniec świata przecież nie nastąpił.
Kiedyś czytałem zbiór żydowskich szmoncesów i znalazłem tam przykład mądrości, sprytu, chęci działania.
Spotyka się dwóch Żydów. Jeden mówi:
– Mosiek, szukam do pracy kogoś, kto zna francuski…
– To weź mnie!
– A znasz? Powiedz coś…
– Carramba!
– Słuchaj, ale to jest po hiszpańsku.
Na to Mosiek:
– To ja nawet nie wiedziałem, że znam i hiszpański!
No więc tak samo jest z nami w polityce. Nie znamy jednego, a zdaje się nam, że znamy wszystko. Sokrates się kłania.