Rząd przekonuje, że trzeba odbudować przemysł stoczniowy i uczynić z niego jedno z kół zamachowych gospodarki. Tyle że polskie stocznie już teraz mają się całkiem dobrze.
Mowa o tych prywatnych. Mają pełne portfele zamówień i budują nowoczesne statki
W rejs do norweskiego odbiorcy wypłynął właśnie z Gdańska „Siem Aimery”, najbardziej zaawansowany technologicznie i najdroższy w przeliczeniu na tonę masy statek w historii polskiego przemysłu okrętowego. Choć niezbyt wielki, został sprzedany za 200 mln euro. By osiągnąć taki przychód, dawne państwowe stocznie musiały zbudować co najmniej osiem wielkich masowców.
„Siem Aimery” będzie kładł kable energetyczne na dnie morza – w ładowniach zmieści się ich ponad 4 tys. ton, nawiniętych na specjalne stalowe walce. Skomplikowany system nawigacji i sterowania oraz specjalny kształt dziobu pozwolą na pracę nawet w trudnych warunkach atmosferycznych. Statek zbudowała Remontowa Shipbuilding, jedna z trzech największych stoczni w Europie.