Pięć lat Jerzy Kupiec z Krakowa stara się odzyskać uczciwie zarobione pieniądze. I choć jego firma została oszukana w biały dzień, prokuratorzy i sędziowie to ostatni ludzie, o których przedsiębiorca mógłby powiedzieć, że chcą mu pomóc
Pan Jerzy jest właścicielem firmy „Kupiec”. Od kilkunastu lat zajmuje się pracami budowlanymi, choć powinien – zgodnie z rodzinną tradycją – działać w branży spożywczej. O swojej dewizie na biznes mówi prosto i bez udziwnień: ma być rzetelnie i uczciwie. Z takim właśnie przekonaniem przystąpił do prac, które zaproponowała mu jedna z krakowskich spółek. Chodziło o modernizację wielopiętrowego biurowca Biprostalu, położonego w centrum Krakowa. Układ miał być prosty i czytelny – spółka jest generalnym wykonawcą, a pracownicy pana Jerzego, jako podwykonawcy, wykonują część niezbędnych prac. Niestety, przedsiębiorca zgodził się, by w umowie między inwestorem a generalnym wykonawcą nie umieszczono jego firmy jako podwykonawcy. Być może pana Jerzego powinien zaniepokoić jeszcze fakt, że na decyzję, czy podejmie się prac murarskich i żelbetonowych, dostał zaledwie 24 godziny. I kolejny: gdy poprosił o dokumentację budowlaną inwestycji, usłyszał, że zleceniodawca na razie jej nie ma. Jak się okazało, również dokładne wyliczenie zlecanych prac pozostawiało wiele do życzenia. I tutaj jednak inwestor wybrnął z kłopotu, twierdząc, że najważniejsza jest kwota końcowa. A ta okazała się na tyle atrakcyjna, że pan Jerzy i współpracujący z nim inny przedsiębiorca postanowili jednak podjąć wyzwanie.