Mowa Nienawiści
|
Za nami audyt rządów Platformy Obywatelskiej, który był strzałem podbródkowym, po którym partia Tuska nie powinna się podnieść na nogi. Problem w tym, że PiS kompletnie nie zna się na boksie. Ba, zaryzykuję stwierdzenie, że prezes Kaczyński żyje ciągle w okresie II wojny światowej, kiedy to Amerykanie po nadleceniu na cel zrzucali wszystko tam, gdzie bomby spuścił pierwszy samolot. W efekcie, jeśli temu pierwszemu coś się pomerdało, tony śmiercionośnych zabawek miast w cel trafiały w kurniki za miastem. I tak mniej więcej wyglądała nawałnica ogniowa zwana audytem.
|
A miało być tak pięknie. Doły z wapnem miały być, pokazowe procesy, minister Waszczykowski jeździł na Białoruś dopytywać o korytarz do Berezy Kartuskiej. Co więc poszło nie tak? Przede wszystkim oddać należy, że ministerstwa, które stworzyły swoje audyty, faktycznie wykonały doskonałą pracę. Sęk w tym, że nie wszystkie stworzyły je na czas. Konkretnie zaś na czas marszu KOD, który – z tego, co mówią osoby umocowane wokół prezesa – faktycznie wywołał panikę w sferach rządowych.
|
No, ale jeśli nie wierzy się policji państwowej, tylko słucha urzędników Gronkiewicz-Waltz w pijanym widzie sądzących, że na stole stoi pięć flaszek, a flaszka jest tylko jedna, to o panikę nie trudno. Fakty są takie, że PiS miast zgodnie z planem publikować audyt w odcinkach, uderzając punktowo w poszczególne tematy, a następnie podkręcając ciśnienie szczegółami i grzaniem mediów, rzuciło to, co miało. I poległo. Połowa audytów nie została zakończona i nie ma siły, żeby powstał szybko wspólny dokument spinający je wszystkie w całość, czego – słusznie zresztą – żąda opozycja. Efekt jest taki, że tydzień później po autentycznym przerażeniu na twarzach Schetyny i Kopacz nie został ślad, a odgrzewanie tego kotleta będzie niezwykle trudne. Bomby zostały zrzucone i wylądowały w szczerym polu.
|
Wracając jednak do ustaleń warszawskiego ratusza, który twierdził, że na rzeczonym marszu KOD maszerowało 250tys. ludzi: szokującą z pozoru pracę wykonał portal gazeta.pl. Komuś chciało się tam usiąść i policzyć, iluż to tych zatroskanych o „Polskie” rodaków wyszło na ulice. Wyszło im, bo inaczej wyjść nie mogło, że policja wiele się nie myliła, co wzbudziło konsternację i prawicy, i lewicy. Jak to bowiem możliwe, że „Gazeta Wyborcza” opublikowała rzetelne dane?
|
Po pierwsze, gazeta.pl to nie „Gazeta Wyborcza”. Po drugie, wynikające z pierwszego, w przeciwieństwie do papierowego wydania portal internetowy obsadzony jest nie przez KOD-ziarzy, a zwolenników partii Razem i jej miejskich przybudówek. Ci zaś na śmierć i życie walczą z prezydent Warszawy panią Gronkiewicz-Waltz. Wykonują przy tym doskonałą robotę, wyciągając na światło dzienne jej powiązania z mafią okradającą miasto z przedwojennych kamienic i mającą na koncie morderstwa. Tak, to ci sami Razem-owcy, których wygwizdano kilka miesięcy temu na marszu KOD, kiedy publicznie wspomnieli o losie ludzi, którzy nie załapali się na frukty 25 lat wolności. Jest jaśniej? Mam nadzieję.
|
Niejasne są za to plotki, które pojawiły się w Warszawie w połowie maja. Otóż mówią one, że pan Zandberg, szef Razem, udał się wraz z panem Kwaśniewskim do jednej z firm wizerunkowych, by zamówić wspólną kampanię ocieplania wizerunku. O tyle nie ma to sensu, że obaj panowie, mimo że lewicowi, mają się do siebie jak pięść do oka. Jeden to rozpasany socjaldemokrata, drugi zaś, przynajmniej wizerunkowo, trockista. Wspólne działania? Na taki pomysł wpaść mogły tylko osoby, które – przerażone planami powrotu Kwaśniewskiego do polityki – rozpętały memową gorączkę z byłym prezydentem i jego ulubionym hobby w tle. Żeby było jasne, nie było to PiS. PiS na takie numery jest za krótkie, a żeby to ująć obrazowo – w internecie wciąż klaszcze dla Rubika.