Dla nikogo, kto obserwował Turcję, próba zamachu stanu nie była żadnym zaskoczeniem. Zaniepokojona utratą wpływów armia dawno groziła przejęciem władzy
Niezbyt daleko i
dawno, bo w 1998 r., turecki sąd skazał na 10 miesięcy więzienia pewnego
obiecującego polityka opozycji. Nie poszło jednak o kryminalne przestępstwa,
ale o poezję – prokuratura postawiła zarzut, a sąd uznał winę polegającą na
wygłoszeniu fragmentu wiersza, w którym była mowa o meczetach. W polskich
realiach to jakby aresztować za deklamacje Słowackiego, bo autor strof Ziya
Gökalp nie jest w Turcji żadnym poetą wyklętym, drukowanym na powielaczach,
ale czcigodnym klasykiem z kanonu lektur szkolnych, a do tego ideowym mistrzem
Mustafy Kemala Atatürka.
Historyjkę tę poświęcam wszystkim, którzy chłoną lamenty nad
tureckim odwrotem od demokracji dokonanym przez aktualnego prezydenta Turcji,
zwłaszcza że owym więzionym za wierszyk politykiem był Recep Tayyip Erdogan. Co
gorsza, nikt z załamujących ręce nie sili się na uczciwe wyjaśnienia,
zastępując analizy mętnym bełkotem o populizmie.