Najnowsza interwencja Uważam Rze

Butik

No Man’s Sky

• GRY •

POLECA RAFAŁ OTOKA-FRĄCKIEWICZ

No Man’s Sky


Ta gra miała być największym wydarzeniem tego roku. Miała oferować nieskończony świat, cudowną grafikę, możliwość podróżowania i eksploracji miliardów, dosłownie, planet. Wszystko wskazywało na to, że autorzy dotrzymali słowa. Piękna grafika przykuwa wzrok i zapewnia długie godziny wizualnej przyjemności. Liczba planet faktycznie jest nieskończona, a każda wygląda inaczej. Muzyka delikatnie kołysze, wprawiając w nostalgiczny nastrój. Że coś jednak poszło nie tak, zaczynamy się orientować po kilkunastu godzinach gry.

Tyle wystarczy nawet najbardziej zatwardziałemu fanowi kosmosu, by zrozumieć, że ta gra... nie ma żadnej fabuły. A nie, przepraszam. Jej fabuła sprowadza się do startu, lądowania, zebrania minerałów potrzebnych do rozbudowy statku i ponownego startu. Ktoś powie, że jest masa tego typu gier. Owszem, ale żadna z nich nie kosztuje ponad 200 zł, a identycznie fascynujące zadania znajdziemy masowo w darmowych grach na telefony komórkowe.

No dobrze, ale na komórkach niemożliwe jest stworzenie świata z miliardami odmiennie wyglądających planet. Być może, tyle że planety w „No Man’s Sky”, wbrew pozorom, wyglądają identycznie. Owszem, różnią się kolorem, strukturą geologiczną, ale jeśli zobaczyło się ich pięć, widziało się wszystkie. Jedne są skaliste, inne zalane morską wodą, jeszcze inne stanowią połączenie pierwszych dwóch. Występujące na nich zwierzęta mimo wizualnej różnorodności zachowują się wszędzie tak samo. Chodzą bez ładu i składu, a w chwili, gdy się do nich zbliżamy, atakują. Wspomniałem, że na wszystkich tych planetach panuje taka sama grawitacja?

Wszystko to byłoby do wybronienia, gdyby „No Man’s Sky” oferowało jakąkolwiek angażującą mózg rozgrywkę. Handel minerałami, ciężkie warunki przetrwania zmuszające do dbania o zdrowie, cokolwiek. Tymczasem w tej grze nie ma nic poza grafiką. Twórcy odgrażają się, że wszystko to pojawi się z czasem. Problem w tym, że czas tej gry skończył się wraz z dniem premiery.

Master of Orion


Z kolei na tę grę nikt nie czekał. Pojawiła się znikąd. No, może nie do końca znikąd, bo sama marka liczy kilka dekad i jest jedną z najlepiej rozpoznawanych w historii gier kosmicznych. Tak, można by rzec, że to kolejny odgrzewany kotlet będący hołdem dla klasyki gier komputerowych. „Master of Orion” swoje triumfy święcił wieki temu i stał się protoplastą osobnego gatunku łączącego strategię turową z ekonomią i dyplomacją. Ot, taka cywilizacja w kosmosie. Parę lat temu prawa do tytułu od bankrutującego Atari wykupili twórcy słynnego „Word of Tanks”, a dziś wypuścili na rynek zremstorowaną jego wersję. Efekt? Nie jest może powalający, ale co by nie mówić, do rąk dostajemy niezwykle rozbudowaną grę.

Przed nami skończona, w przeciwieństwie do „No Man’s Sky”, liczba planet. Ba, mamy do czynienia z jedną galaktyką. W niczym to jednak nie przeszkadza, bo każdą z planet możemy skolonizować i stworzyć na niej stałe bazy dostarczające nam surowców i możliwości do dalszej ekspansji. Owszem, nie możemy ich eksplorować osobiście, chodząc z młotkiem i wykuwając minerały, ale umówmy się, nie jest to żaden feler. Porównując znów „Master of Orion” do „No Man’s Sky”: nie umieramy dzięki temu z nudów. Dzięki temu możemy się skupić na wytwarzaniu technologii potrzebnych do życia na niezwykle zróżnicowanych pod względem ilości tlenu czy siły grawitacji planetach.

Dodajmy do tego, że nie jesteśmy w kosmosie sami jak palec, co znów jest oczywiście pstryczkiem w nos konkurencji. O naszą galaktykę bój prowadzi jeszcze dziesięć innych ras. Każda z nich ma inne podejście do kwestii pokoju i wojny. Jedne są dobrotliwe, acz honorowe. Inne chamskie i agresywne, a przy tym niezwykle cyniczne. Specjalny moduł pozwalający na utrzymywanie z nimi kontaktów dyplomatycznych to w sumie sedno całej rozrywki. Co ważne, znalazły się w nim wszystkie praktycznie mechanizmy stosunków sąsiedzkich: od ambasad, poprzez wymianę handlową, naukową i techniczną, po wysyłanie szpiegów, a w ostateczności wypowiadanie wojen i zawiązywanie w tym celu sojuszy. Można się czepiać samego prowadzenia wojen, ale ten, pomimo sprowadzenia go do obserwacji paska energii poszczególnych jednostek, także bije na głowę kosmiczne pif-paf w wykonaniu „No Man’s Sky”. Co ważne, w „Master of Orion” w przypadku klęski naszej polityki kończymy grę. W „NMS” nasza śmierć nie pociąga za sobą żadnych konsekwencji.

Poprzednia
1 2

Wstępniak

Materiał Partnera

Jak wdrożyć SAP S/4HANA?

Nowoczesne systemy informatyczne to podstawa dobrze działającego i innowacyjnego przedsiębiorstwa. Dla wielu firm wyzwaniem nie jest wybór systemu ERP, ale jego wdrożenie. Dlaczego? Musi być...

ZAMÓW UWAŻAM RZE

Aktualne wydania Uważam Rze dostępne na www.ekiosk.pl

Komentarz rysunkowy

Felietony

Andrzej Sadowski

Wolność tak, ułatwienia nie

• RAZ POD WOZEM, RAZ POD WOZEM • Dopóki rządzący w Polsce będą mówić o ułatwieniach i ulgach dla przedsiębiorców, a nie o przywróceniu wolności gospodarczej, dopóty nie wybijemy się na ekonomiczną niepodległość

Anna Czyżewska

O wynagrodzeniu bez tabu

Zdecydowana większość pracowników uznaje, że rozmowę o podwyżce powinien zainicjować szef. Polacy nie są mistrzami negocjacji. Strategia biznesowej polemiki to wizytówka przedsiębiorcy