Czarne scenariusze dla Polski - 5. Pieniądze wyparują z giełdy
W dzisiejszych czasach jeden człowiek w najmniej oczekiwanym momencie może doprowadzić do załamania na światowych giełdach. A taki krach mógłby dobić coraz słabszą warszawską giełdę
|
To było 6 maja 2010 r. Mniej więcej w połowie notowań amerykańskie indeksy nagle runęły. Po chwili Dow Jones tracił prawie tysiąc punktów, co oznacza, że tylko z amerykańskiego rynku akcji wyparowało bilion dolarów. Nie pojawił się żaden wstrząs, jak atak terrorystyczny w 2001 r. czy bankructwo wielkiego banku w 2008 r. Do tej pory przyczyn ostatecznie nie wyjaśniono. Początkowo Amerykańska Komisja Papierów Wartościowych i Giełd uważała, że winne było automatyczne zlecenie sprzedaży jednej z firm, związane z tzw. handlem wysokich częstotliwości. Niedawno jednak pojawił się nowy wątek. Aresztowany został Navinder Singh Sarao, skromny trader z przedmieść Londynu. Czy rzeczywiście był winny krachu, czy został kozłem ofiarnym, nie wiadomo. Jedno jest pewne: flash crash w każdej chwili może się powtórzyć, bo większość handlu na światowych giełdach odbywa się już bez udziału człowieka – o zleceniach decydują maszyny i specjalne algorytmy. I nie musi się zakończyć tak szybko. Wtedy trwale uderzyłby w giełdy, a potem w realną gospodarkę, uruchamiając skomplikowaną reakcję łańcuchową.