Najnowsza interwencja Uważam Rze

Butik

Call of Duty: Infinite Warfare

• GRY •

POLECA RAFAŁ OTOKA-FRĄCKIEWICZ

Call of Duty: Infinite Warfare


Seria „Call of Duty” przez kilka ostatnich odsłon systematycznie spadała w rankingach, oddając pole cyklowi „Battlefield”. Było to o tyle dziwne, że wydana w 2007 r. wersja „Modern Warfare” do dziś stanowi obiekt westchnień wielbicieli trójwymiarowych strzelanin. Tytuł bliski perfekcji, którego kolejne części bez szczególnych starań autorów mogły na stałe umieścić „Call of Duty” na wyżynach sprzedaży. Tymczasem każda kolejna odsłona była coraz gorsza. Mamy rok 2016 i seria ta wraca, by znów próbować wedrzeć się na szczyt.

Pechowo nowa cześć ukazała się krótko po perfekcyjnym „Battlefield 1”, który po kilku przeciętnych i nic niewnoszących do zabawy latach okazał się tytułem przełomowym dla rynku strzelanin. „Infinite Warfare” wypada przy nim całkiem krzepko, mimo że przypomina mającego już 10 lat „Battlefield 2142”. Z tym że ten nie miał żadnej fabuły i był klasycznym multiplayerem. Nowe „Call of Duty” takową posiada, co świetnie uzupełnia tryb wieloosobowy. „Infinite Warfare” to całkiem zgrabna produkcja, która swoją dynamiką dorównuje wspomnianemu już „Modern Warfare”. To nie lada komplement i przyznać trzeba, że w kategorii gier single-player tytuł ten świetnie się broni i potrafi przynieść dużo satysfakcji. Jego mocną stroną jest fabuła – prowadzona za pomocą niezwykle widowiskowych filmów; potrafi wciągnąć, a momentami zaskoczyć zwrotami akcji. Tryb multi zaś to czysta przyjemność. Całość jest niezwykle dynamiczna i wszystko wskazuje na to, że „Call of Duty” ma szansę znów zawalczyć o tron. Jeśli tylko jego autorzy znów nie zaczną eksperymentować, mordując złotą kurę.

Jest jeszcze jeden element, który powoduje, że „Infinite Warfare” kupić po prostu trzeba. To dołączona w pakiecie zremasterowana wersja „Modern Warfare”, która w nowych szatach ponownie wciąga, momentami szokuje, a w całości zachwyca. Solidny przeciętniak z wyższej półki i perfekcyjny klasyk – dwie gry w jednej cenie to dobra oferta.


Lego: Harry Potter


Właściciele konsol Playstation 4 mogą się cieszyć zremasterowanym wydaniem przygód Harrego Pottera rozgrywających się w świecie Lego. Gra ta była sporym przebojem na konsolach poprzednich generacji, a przewidujący sukces wydawca podzielił ją wtedy na dwie części, za każdą każąc płacić osobno. W omawianej edycji nie ma o tym mowy. Wszystkie odcinki przygód małego czarodzieja, posądzanego przez część prawicowych publicystów o satanizm, znajdują się wreszcie w jednym miejscu.

Tym samym najlepsza z gier rodzinnych pozwalających na zabawę czterem osobom jednocześnie doczekała się wreszcie edycji na konsolę nowej generacji, a dzięki dostosowanej do tego grafice daje jeszcze więcej radości niż wcześniej. Teraz pozostaje czekać na odnowione wersje pozostałych tytułów z tej serii.


EVE: Valkyrie


Symulator kosmicznego myśliwca, który zrywa buty z nóg. Do wyświetlania obrazu wykorzystuje bowiem okulary do wirtualnej rzeczywistości. W efekcie, rozglądając się dookoła, widzimy cały kokpit naszej maszyny. Korzystając z kontrolerów typu Move, czujemy, że trzymamy w ręku drążki sterowe, a przed naszymi oczyma wyświetlają się nasze wirtualne ręce poruszające się zgodnie z tym, co robimy z nimi w rzeczywistości. Po uruchomieniu maszyny i wylocie z hangaru trafiamy w środek kosmosu. I nawet jeśli nie chce się nam do nikogo strzelać, widok, który staje przed naszymi oczami, może zabrać nam kilka godzin z życia. W chwili zaś, gdy z sielanki obcowania z gwiazdami wyrwie nas ostrzał przeciwnika, to, co dzieje się na ekranie, jest trudne do opisania. W skrócie? To, co wbija w fotele w „Gwiezdnych wojnach”, tutaj jest tysiąc razy bardziej fascynujące. 

Titanfall 2


Przez całe lata „Halo”, przebój Microsotu, który wypromował ich platformę konsolową, nie miał godnego przeciwnika. Nie było łatwo takiego stworzyć, bo tytuł ten niczym szczególnym się nie wyróżniał spośród konkurencji i trudno było stwierdzić, czemu właściwie podoba się milionom graczy na całym świecie. Pierwszymi, którzy tę zagadkę zdołali rozwiązać, są twórcy drugiej części „Titanfall”. Ta gra jest o wiele ładniejsza niż „Halo”, równe prosta w obsłudze, jest jednak o wiele bardziej grywalna niż „Halo”. Na czym polega jej maestria?

Przede wszystkim na prostocie. „Titanfall 2” to klasyczna strzelanina 3D osadzona w kosmicznym anturażu. Wcielamy się w żołnierza, porzuconego przez Boga i historię na nieznanej planecie, którą wcześniej szturmowały tysiące żołnierzy. Wszyscy praktycznie zginęli w krwawej jarce będącej prologiem gry, a nasz bohater pozostał sam i musi za wszelką cenę przeżyć, walcząc z przeciwnikami, zwierzętami, robotami bojowymi, pogodą i ukształtowaniem terenu. Wszystko to dzieje się w olśniewająco pięknej scenografii. Lasy żyją, pogoda raz po raz zalewa nas na zmianę deszczem i oślepiającym słońcem. Przeciwnicy, w przeciwieństwie do tych z „Halo” nie pchają się masowo pod lufę, a starcia z nimi i dzikimi zwierzętami potrafią być mocno absorbujące nawet na niskim poziomie trudności i to kiedy siedzimy za sterami mecha mającego naprawdę sporą siłę ognia. Reasumując, nareszcie doczekaliśmy się strzelaniny SF dającej trochę oddechu temu gatunkowi. Niby wciąż jest to tylko strzelanina, ale na tyle piękna, że można jej poświecić czas bez ryzyka znudzenia po pierwszych godzinach grania.

Poprzednia
1 2

Wstępniak

Materiał Partnera

Jak wdrożyć SAP S/4HANA?

Nowoczesne systemy informatyczne to podstawa dobrze działającego i innowacyjnego przedsiębiorstwa. Dla wielu firm wyzwaniem nie jest wybór systemu ERP, ale jego wdrożenie. Dlaczego? Musi być...

ZAMÓW UWAŻAM RZE

Aktualne wydania Uważam Rze dostępne na www.ekiosk.pl

Komentarz rysunkowy

Felietony

Edyta Żyła

Doradzą i przeszkolą

Znaczna część unijnych pieniędzy trafia do doradców, którzy pomagają zakładać firmy lub je rozwijać. Przedsiębiorcy mogą więc liczyć na bezpłatne szkolenia, wsparcie doświadczonych mentorów albo pomoc w przygotowaniu strategii marketingowej

Piotr BOŻEJEWICZ

Może i koniec, ale nie świata

• TAKO RZECZE [P] •Skoro Obama nawet w części nie okazał się takim cudotwórcą, jak przepowiadali eksperci, to czemu Trump miałby być taki groźny, jak go malują ci sami ludzie?