Współcześni artyści chcą walić po głowach
Lech Majewski ożywił płótno „Droga krzyżowa” Pietera Bruegla Starszego.
Miał pan okazję pracować ze znakomitymi aktorami – Karen Black w „Locie świerkowej gęsi”, Florindą Bolkan i Peterem Firthem w „Więźniu Rio”, z Viggo Mortensenem w „Ewangelii według Harry’ego”. Teraz w „Młynie i krzyżu” obok Rutgera Hauera i Michaela Yorka zagrała Charlotte Rampling – ikona współczesnego kina. Jak do tego doszło?
Charlotte Rampling zobaczyła moją instalację „Pokój saren” w paryskiej Galerie Nationale du Jeu de Paume i napisała do mnie entuzjastyczny e-mail z propozycją współpracy, jeśli tylko będę miał kiedyś dla niej coś ciekawego. Potem wyznała mi, że dobiera sobie reżyserów, gdyż trzeba teraz dbać o tych, którzy jeszcze chcą coś interesującego w kinie zrobić.
Czyli dbać o artystów. A ci zawsze byli w pańskich filmach najważniejsi – nasz wspaniały poeta w „Wojaczku”, Grupa Janowska w „Angelusie”, pośrednio Hieronim Bosch w „Ogrodzie rozkoszy ziemskich”, teraz Pieter Bruegel Starszy w „Młynie i krzyżu”. Nawet bohatera „Więźnia Rio” można uznać za artystę – kryminalnego…
W sensie bycia bon vivantem jest on rzeczywiście artystą. Spędziłem z nim (Ronaldem Biggsem – uczestnikiem napadu stulecia w Wielkiej Brytanii w 1963 roku na pociąg pocztowy, z którego skradziono, bez użycia broni, ekwiwalent dzisiejszych 40 mln funtów) rok w Rio de Janeiro, pisząc scenariusz. Był wyjątkowym przewodnikiem po mieście. Teraz wygląda ono zupełnie inaczej. Cały świat się zresztą zmienił.