
Drugi obieg
Został po nim smród niemytego od tygodni ciała. Strupy na twarzy, sztywne z brudu ubranie. „Nurek” z Dworca Centralnego, grzejący się w moim samochodzie
Spotkanie, jakich wiele. Miejsce akcji: parking przy Złotych Tarasach. Jedno z najbardziej szykownych miejsc w stolicy. Lans pełną gębą. Sklep otwierali za godzinę, więc trzeba było czekać. On wskazał grzecznie miejsce parkingowe, więc zamiast wrzucić pieniądze do parkometru, dałem mu garść monet. Miał popilnować moje przechodzone volvo. Deal był taki: widzi strażników, wykupuje bilecik i wkłada, jak należy, za szybę. Jak nie będzie „żółtych kubraczków”, przejmuje kasę.
Panie prezesie. Popilnuję jak swoje. Mnie nawet mercedesa zostawia taki jeden tutaj, kluczyki daje rano… – mówił coś, ściskając moniaki. „Ble, ble, ble” – pomyślała moja głowa, gdy usta wypowiedziały niemal przepraszająco: – Mam... tylko tyle, ze dwa złote będzie. Tak było. W portfelu sam plastik.