Przegląd tygodnia Mazurka & Zalewskiego 8
Z życia koalicji
Panuje przekonanie, że linia polityczna TVN 24 narzucana jest odgórnie. Otóż śpieszymy z zapewnieniem, że absolutnie tak nie jest. Według naszych szpiegów, codzienne kolegium wygląda następująco. Szef Adam Pieczyński wita się z zespołem i opowiada w serdecznej atmosferze, co czytał, co go zainteresowało, co oburzyło, kto mu zaimponował, a kto podpadł. Następnie pyta swych podwładnych o plany, a one – zupełnym przypadkiem – pokrywają się z tym, co mówił szef. No i gdzie tu naciski?
Telewizyjna debata Balcerowicz – Rostowski nie wyjaśniła niczego w kwestii emerytur, ale pokazała, jakie kwalifikacje muszą mieć ministrowie finansów. Otóż muszą mówić przez nos i patrzeć pogardliwie na ludzi, którzy się z nimi nie zgadzają.
Ciekawe, że najbardziej drażliwą sprawą w tej debacie nie były OFE, ale mówienie sobie po imieniu. Balcerowicz się wściekł, że Rostowski powiedział do niego „Leszku”, chociaż obiecał co innego. A Rostowski mówił, że nic nie obiecywał. To nam przypomina o jeszcze jednej cesze porządnego ministra finansów. Musi być świrem.
Po bolesnej wpadce wujka Bronka zapanowała moda na wyciąganie politykom błędów ortograficznych. I premierowi Donkowi wywleczone, że gdzieś tam napisał o sobie „Gdańszczanin” wielką literą, a powinno być małą. Otóż nie, ludzie małej wiary! Oczywiście, że powinno być wielką, możliwie największą! Przecież premier to nie byle gdańszczanin, lecz GDAŃSZCZANIN.
Swoją drogą Tusk walnął tego byka w Bytomiu, wyznając temu miastu miłość. A mieliśmy go za normalnego.
Pielęgniarki, które tak pięknie walczyły kiedyś z Kaczorami, teraz pokazały swoje wredne oblicze, rozpoczynając w Sejmie głodówkę. Szkoda, że wybrały taką formę protestu. Ryszard Kalisz nie będzie im mógł przywieźć hamburgerów.
W dodatku pielęgniarki oszukały minister Kopacz. A to oznacza, że mają przerąbane u premiera, który darzy panią Kopacz wyjątkowymi względami. Oj, nie byłoby dziś łatwo założyć miasteczko pod kancelarią premiera. Hanna Gronkiewicz-Waltz mogłaby uznać, że to niezgodne z przepisami, a straż miejska wywaliłaby pielęgniarki do śmieci, zanim by się wypaliły.
Protestujące pielęgniarki chcą się spotkać z ministrem Bonim. Drogie panie! Miejcież dla niego litość. To jedyny człowiek w rządzie, który ciężko pracuje. Może z ministrem Arabskim się spotkacie? Byłaby to miła odmiana od chodzenia za Tuskiem.
Największa białoruska gazeta napisała, że minister Sikorski ponosi same porażki, a największą klapą była jego polityka dotycząca Białorusi. Cóż, głupio zgadzać się ze sługusami Łukaszenki, ale niestety mają rację. Od 22 czerwca 1941 r. nikt nie poniósł takiej klęski na Białorusi, jak nasza emeszetowska fajtłapa.
Zaraz po zakupach Kaczyńskiego Tusk zaapelował do Komisji Europejskiej, żeby coś zrobiła z tymi galopującymi cenami. Fajnie byłoby, jakby Tusk zaapelował w tej sprawie także do siebie.
Wielkie oburzenie w Pałacu Prezydenckim wywołały fragmenty książki „Smoleńsk. Zapis śmierci”, w której opisano, jak wujek Bronek tak mocno wkurzył kardynała Dziwisza, że aż ten nazwał go durniem. W rewanżu ministrowie prezydenccy określili Dziwisza mianem „kapciowego”. Mamy nadzieję, że konflikt ten nie zakończy się zerwaniem z Watykanem. Komorowski w roli Henryka VIII i głowy Kościoła byłby śmiertelnie zabawny.
Z życia opozycji
Rozpisał się nam Jarosław Kaczyński. W jednym tygodniu najpierw machnął polemizujący z Tuskiem tekst do „Rzeczpospolitej”, a potem z rozpędu napisał… polemizujący z Tuskiem tekst w „Wyborczej”. Przy tej wydajności Kaczyński wygryzie z pracy większość dziennikarzy i zwiększy bezrobocie. Wredny pisior.
Żarty na bok. Wszystkie warszawskie wiewiórki szepczą, że za tekstami Kaczyńskiego stoi były naczelny „Wprost”, a nasz dobry znajomy Stanisław Janecki. I rzeczywiście: te erudycyjne wstaweczki, te nieoczekiwane porównania, potoczysty styl, dowcip – czysty Staszek. A człowiek to pracowity wielce, bo pod koniec sam ten „Wprost” opędzał, no i skromny niesłychanie. Wszak od zawsze podpisywał się cudzymi nazwiskami.