Dozorca patrzy na czek
Sięgający przed laty po zapałki znali hasło z pudełek: „Dziecko + zapałki = pożar”. O współczesnym tenisie można powiedzieć: „Dziecko + rakieta = niewiadoma”. Może być nieszczęście, ale mogą też być miliony dolarów
Kiedy stoi w grupie rówieśniczek, niczym się nie wyróżnia. Ciarki zaczynają przechodzić po plecach, dopiero gdy bierze do ręki rakietę tenisową. Wielki mistrz dyscypliny, 52-letni dziś John McEnroe, na trening z piegowatą Ingrid Neel idzie z szelmowskim błyskiem w oku. Ta szczupła, niewysoka, 12-letnia dziewczynka jest na korcie jego lustrzanym odbiciem. Atak przy każdej okazji, finezyjne akcje z powietrza, luźny nadgarstek, który pozwala wywijać główką rakiety w dowolnej płaszczyźnie, niesamowita fantazja. Trudno dociec, gdzie ona się tego wszystkiego nauczyła. Współczesny tenis – niestety – coraz bardziej przypomina monotonną pracę w tartaku. Młodych szkoli się jak cyborgi raczej, nie artystów od techniki i taktyki.