Kto tu jest oszołomem?
Wyznawcy nowoczesności mogą spać spokojnie. Już wiadomo, że choć PO nie jest partią wolnorynkową, to wciąż jest sexy
Coraz częściej okazuje się, że zacofanie może być wartościowe i nie chodzi o tak banalne sprawy jak wyższość transportu miejskiego nad posiadaniem auta w czasach benzyny po 5 zł. Na przekór nowoczesności zwykle niedopuszczający do głosu ludzi o odmiennych poglądach świat XXI wieku zaczyna doceniać tradycyjne podejście do pewnych spraw.
To, co jeszcze dekadę temu było bezdyskusyjnie dobre i nie podlegało ocenie, dziś takiej ocenie podlega, a nawet przewartościowaniom. Choćby słynna niewidzialna ręka rynku. Zanim pojawił się kryzys gospodarczy, jej zwolennicy zawsze mieli rację. Byli bogami postępu. Świat finansów i liberalnej gospodarki zdawał się być nietykalny.
Każdy, kto ośmielił się kwestionować zasady, którymi się kieruje, czy – nie daj Boże – jego wyznawców, kończył jako oszołom i zacofaniec. Ginął po drodze do świetlanej przyszłości. Bo kto dziś pamięta takich obrońców polskiej własności w bankach, jak np. poseł Bogdan Pęk, czy... poseł Janusz Dobrosz? A ciekawe, jakby wyglądała polska gospodarka, gdyby również ich głos był brany pod uwagę. Czy to w kwestiach prywatyzacji, czy w kwestiach rolnictwa.