Ranking subiektywny: Złota dziesiątka seriali
Wybrać dziesiątkę? Łatwo powiedzieć. Ale jakie przyjąć kryterium? Nagrody często przyznawano miernotom, oglądalności w PRL nikt nie mierzył. Wiem natomiast, że żadna produkcja po 1989 r. nie zasługuje, by być w tym zestawie
Rządowy raut. Mężczyzna przy stole z sałatkami nakłada więcej niż inni i – nie zważając na pozostałych – zaczyna pochłaniać zawartość talerza, jakby nie jadł od tygodnia. W ścisku ktoś przepycha się tak niefortunnie, że talerz głodomora leci na podłogę. Ten wrzeszczy na całą salę, robi się gorąco...
Blokowisko, mieszkanie gospodarza domu, który kradnie konserwy z paczki zaadresowanej do jednego z lokatorów. Do kartonu zaś wkłada cegły... Środek lasu, człowiek postury dębu wyciąga gwóźdź z drzewa, pies szczeka na młodego blondyna, bo też chce mieć łapę umoczoną w białej farbie... Pociąg towarowy, w wagonach same wychudzone dzieci, wyciągają ręce, by je zabrać, ale niemiecki oficer daje sygnał do odjazdu... Ja nie mam nic, ty nie masz nic, on nie ma nic, razem mamy akurat tyle... Mówi to panu coś? Jacuś, aleś wyrósł... Panie inżynierze! Panie inżynierze! Maliniak, dajcie spokój. Ja jestem kobieta pracująca, żadnej pracy się nie boję... Farewell, miss Iza, farewell... Bogumił! Bogumił! Basiu, co tobie... Wreszcie cisza. Kroki na pustej ulicy. Człowiek w mundurze przemyka wzdłuż muru, nie ze mną te numery Bruner, rączki, rączki Kloss! W Paryżu najlepsze kasztany rosną na placu Pigalle...
Budzę się zlany potem, ale wypoczęty. Najpiękniejsze lata dzieciństwa i młodości, najlepsze chwile przed telewizorem, dziś nikt tak nie kręci. I tylko żal tych, które nie zmieszczą się w zestawieniu. Dziesięć miejsc, ani pół więcej.