Polska Rzeczpospolita Kibolska
Zamieszki polskich kibiców w Kownie to tylko szczyt góry lodowej, który akurat przebił się do mediów. Ale policja twierdzi, że jest coraz lepiej
Maciej Miłosz, Piotr Szymaniak
Kibicowanie ma dwie twarze. Co tydzień w całej Polsce żyje nim kilkadziesiąt (może ponad sto?) tysięcy ludzi. Ile osób pojechało na wyjazd, kto zrobił dobrą oprawę, bardziej oryginalną i większą flagę, kto odpalił race, a gdzie doszło do spotkań zwaśnionych ekip i kto z nich wyszedł zwycięsko. To pasjonuje budowlańców, piekarzy czy menedżerów: kibicowanie nie jest przypisane żadnej grupie społecznej – swego czasu pod Wołominem wśród kibiców zatrzymano nawet sędziego. Dla wielu z nich klub jest całym życiem. Mają żony, dzieci, czasem po 40 – 50 lat na karku, a mimo to najważniejsze dla nich rzeczy dzieją się gdzie indziej.
Kibicowanie daje poczucie wspólnoty i przynależności. Kiedy np. kilka tysięcy gardeł śpiewa na stadionie Legii „Sen o Warszawie”, Korony w Kielcach „Dni, których nie znamy” albo gdy fani poznańskiego Lecha oddają hołd powstańcom wielkopolskim, nawet osobie postronnej ciarki mogą przejść po plecach. Przygotowanie opraw na dużych stadionach to długie godziny żmudnej pracy – są ludzie, którzy tydzień w tydzień robią to zupełnie za darmo. Stowarzyszenia kibiców często organizują akcje charytatywne, czasem dbają o niepełnosprawnych. Mimo to media nazywają ich „bandytami”. Czy to znaczy, że mamy w Polsce 100 tysięcy bandytów?