Lekcja dla dzieci sieci
Rząd wraca do pomysłu obdarowywania dzieci przenośnymi komputerami. To raczej groźba, a nie obietnica. Jeśli zmieniłaby polską szkołę, to niekoniecznie na lepsze
Laptop stał się już symbolem polityki tego rządu. Przedmiotem wręcz magicznym, który ma „zrewolucjonizować polską edukację i wyrównać szanse między dziećmi z rodzin biednych i bogatych”. Tak przynajmniej zapowiadał w swoim exposé premier Tusk. Jak widać, ta myśl magiczna go nie odstępuje. Rząd nie ma co prawda pieniędzy, ale ma inne instrumenty i zapowiada, że nie zawaha się ich użyć. Ministerstwo Infrastruktury już podobno pracuje nad ustawą zwalniającą operatorów sieci komórkowych z części opłat koncesyjnych. Miliard z tego źródła miałby zostać przeznaczony na zakup uczniowskich laptopów.
Istnieje oczywiście 100 powodów, dla których ta operacja nie jest realna. Zaczynając od podanej przez ministerstwo ceny jednostkowej komputera – 400 złotych, a kończąc na kalendarzu. Pilniejszych ustaw w sejmowej kolejce czeka 100, a ta jest dopiero w fazie prenatalnej („nic nie jest przesądzone” – mówi wiceminister Gaj). Będzie to zatem kolejna obietnica wyborcza, ale za to jaka!