Podsłuchane pod drzwiami
Tomek, ja już nie mogę. Znowu się śmieją ze mnie, tym razem z tych kwintylionów…
Z kotylionów chyba…
Oj tam, oj tam, no przecież mówię. Że noszę nie polskie, ale monachijskie.
Monakijskie, od Monako.
Jak zwał, tak zwał.
Bronku, dostrzegam tu wielką i poważną ana-logię twojej postaci do Józefa Piłsudskiego. Mianowicie z Piłsudskiego też się śmiali.
No i co?
Nic, to już koniec.
Tomek, ja cię pytam, jak to jest z tą kokardą! Białe na czerwonym czy czerwone na białym. Wolę to drugie, bo białe na czerwonym nosił… wiesz kto. Może by tak spytać kogoś mądrego? Kogo my tam mamy… Sławka nie, ma być ktoś mądry…Może pana premiera Mazowieckiego?
Wątpię, żeby wiedział. A poza tym śpi w fotelu w holu.
Każ BOR-owcom przenieść go do gabinetu. Ktoś przyjdzie i znowu będzie gadanie, że u mnie wszyscy śpią. No to jak z tą kokardą?
Otóż, drogi Bronku, były różne wzory i metody konstruowania kotylionów. W czasach zaborów na przykład, a zwłaszcza w czasie powstań…
Ech, z wami profesorami to zawsze tak jest. Człowiek chce raz prostej odpowiedzi, to nie. Będą mącić, zaczynać wszystko od kury…
Od jajka chyba…
Wszystko jedno. Dość mam tego. Na 11 listopada wystąpię z malutką flagą. Albo lepiej wyjadę. Do Budy Ruskiej.